czwartek, 3 października 2013

Małżeństwo z celi śmierci - skazani na siebie

Małżeństwo z celi śmierci 

Para która łącznie, licząc oboje ma za sobą 32 lata w celi śmierci. Oboje skazani niewinnie, jak to często bywa w sądach chrześcijańskich Europy i USA. Petera policja wrobiła w zabójstwo którego nie popełnił, a Sunny skazał debilny sąd, który zawarł ugodę z prawdziwym mordercą, którego po okrutnym straceniu pierwszej ofiary ruszyło sumienie. Sunny Jacobs opisała swoją historię w książce "Skradzione życie"... 



Wymiar sprawiedliwości zwany sądownictwem stosunkowo często popełnia fatalne pomyłki, więzi zupełnie niewinnych ludzi. Polska nie jest tutaj wyjątkiem, gdzie księża pedofile żyją dostatnio i pod państwowym parasolem ochronnym, a ich ofiary skazywane są na biedę i poniewierkę. Niewinny człowiek z Gdańska przesiedział 12 lat w areszcie, nawet jak się okazało, że faktyczny zabójca został już skazany! Nie pomogło dostarczenie dowodów i skazanie faktycznego mordercy, prokuratura upierała się dalej, że niewinnie podejrzanego trzeba trzymać w areszcie. Peter Pringle i Sunny Jacobs są typowym obrazkiem zbrodniczości i kumoterstwa sądownictwa, prokuratury i policji oraz ciągłej niewydolności adwokatury i obrony praw człowieka, która ma zbyt małe możliwości natychmiastowego zwalniania osób, co do których istnieją dowody niewinności

Po­dob­nie jak więk­szość kochających się par, Peter Prin­gle i Sunny Ja­cobs mają ze sobą wiele wspól­ne­go. Oby­dwo­je uwiel­bia­ją praktykować jogę, me­dy­ta­cje i pły­wa­nie, we­ge­ta­riań­skie je­dze­nie i życie na wsi. Jednakże, parę tę, która ostatecznie po­bra­ła się w 2012 roku w Nowym Jorku, łączy jesz­cze coś zu­peł­nie wy­jąt­ko­we­go. Zanim się po­zna­li, za­rów­no Sunny jak i Pe­te­ra cze­ka­ła kara śmier­ci za od­ręb­ne, acz nie­sa­mo­wi­cie po­dob­ne zbrod­nie, których nie popełnili. W 1976 Sunny tra­fi­ła do celi śmier­ci na Flo­ry­dzie za nie popełnione za­bój­stwo dwóch po­li­cjan­tów. Czte­ry lata póź­niej w Du­bli­nie Peter usły­szał wyrok śmier­ci za mor­der­stwo dwóch funk­cjo­na­riu­szy Garda Síochána, ir­landz­kiej po­li­cji, z którym nie miał nic wspólnego. 


Obydwoje małżonkowie stracili za kratami straszliwych więzień najlepsze lata życia: Sunny odsiedziała niewinnie 17 lat, zaś Peter odsiedział niewinnie 15 w ciężkim więzieniu. Obydwoje byli ofiarami zbójeckich i mafijnych pomyłek sądowych, mającymi zapłacić śmiercią na zbrodnie, których nie popełnili. Koniec końców obydwoje oczyszczono z zarzutów i są wreszcie wolni, jednak tysiące innych w tym czasie stracono za niewinność, bo sędziowie nie raczą uczyć się logiki i właściwej oceny materiału dowodowego. Para wspólnie stara się odbudować życie zrujnowane przez bestialski i bezmyślny wymiar sprawiedliwości, ślepy, głuchy, a w Polsce wyjątkowo debilny, co widać po kolejnych atakach paranoika narodowego, Ryszarda Nowaka na kolejnych artystów takich jak Nergal, Doda czy Peja. Antypedofilskie Bractwo Himawanti w Polsce domaga się od zawsze pedofilskiego kościoła katolickiego płacenia wysokich odszkodowań dla wszystkich, którzy byli molestowani przez księży. Jednak policja i prokuratura katolickiego reżymu regularnie napada na ośrodki ABH zamiast na księży i biskupów zboczonych seksualnie, włącznie z Karolem Wojtyłą, który za ukrywanie pedofilów i niszczenie ofiar molestowania seksualnego zostaje katolickim świętym. 

Aktualnie już małżonkowie, Sunny i Peter spotkali się osobiście po raz pierwszy w 1998 roku, kiedy wkrótce po zwolnieniu z zakładu karnego kobieta zaczęła prowadzić kampanię przeciwko karze śmierci i przyjechała do Irlandii, by przemawiać na spotkaniu organizowanym przez Amnesty International w pubie w Galway. On siedział w pierwszym rzędzie kiedy ona, łkając bezgłośnie, opowiadała swoją historię bezpodstawnego uwięzienia przez sądowe gestapo chrześcijańskie. Poruszyło go jej cierpienie, a także świadomość, że oto spotkał kogoś, kto rozumie jak to jest zostać skazanym na śmierć za coś, czego się nie zrobiło. 

- Odkąd wyszedłem z więzienia nie spotkałem nikogo, kto miałby za sobą równie traumatyczne przeżycia - opowiada 74-letni w roku 2013 Peter (w chwili skazania miał 41 lat). - Bardzo wzruszyła mnie jej historia i po prostu musiałem z nią porozmawiać. Nawiązało się między nami porozumienie duchowe. 

Sunny miała 28 lat, kiedy jej życie zostało tragicznie zmienione na zawsze przez ślepą i bezmyślną biurokrację chrześcijańskiego sądownictwa w USA, znanego z absurdalnie wysokich kar więzienia i bezmyślnego mordowania podsądnych oraz ze zbrodni w obozie koncentracyjnym w Guantanamo. Podróżowała ze swoim chłopakiem, Jesse’m Tafero i dwójką dzieci, dziewięcioletnim Erikiem i malutką, mającą 10 miesięcy Christiną. Ich samochód zepsuł się na Florydzie, w drodze powrotnej do domu w Karolinie Północnej. Znajomy Jesse’go, Walter Rhodes zgodził się ich odwieźć. Sunny uznała, że Rhodes jest "przerażający". Zasnęła wraz z dziećmi na tylnym siedzeniu i obudziło ją dopiero stukanie policjanta w szybę. Zanim zorientowała się co się dzieje, rozległy się strzały i zapanował chaos. Kobietę aresztowano, odebrano jej dzieci, chociaż jedynie spała w samochodzie. 

Walter Rhodes poszedł na ugodę z władzami stanowymi, w zamian za wyrok dożywocia zeznając, że to Jesse i Sunny pociągali za spusty, co było ohydnym kłamstwem, bardzo częstym w wypadku świadków koronnych i zbójów idących w zamian za kłamanie na ugody z sądami. Kobietę na pięć lat umieszczono w izolatce, gdzie oczekiwała na egzekucję, żyjąc samotnie w celi śmierci. W miniaturowej celi o wymiarach półtora na dwa metry spędzała całe dnie chodząc od ściany do ściany, tak wielkie są cele w USA, które znane jest z masowego łamania wszelkich praw człowieka i obywatela. Zaczęła uprawiać jogę, bo na tyle było miejsca w kryminale chrześcijańskim, krzyżami udekorowanym. Jak pisze w swojej książce "Skradziony czas": "Nie przemawiało do mnie popadanie w beznadzieję. Mogą mnie tu trzymać, ale to ja odpowiadam za to, co dzieje się w tych czterech ścianach. Nie mogą uwięzić mojej duszy!". 

Wyrok Sunny Jacobs zamieniono w końcu na dożywocie, ale niewinnego Jesse’ego Tafero stracono w koszmarnych okolicznościach. Zawiodło krzesło elektryczne i umierał na nim 13 i pół minuty. Obserwatorzy wspominają, że z głowy buchały mu płomienie. Tak wymiar sprawiedliwości w USA zamordował zupełnie niewinnego człowieka. 

Po egzekucji Jesse’go Tafero zbrodniarz Walter Rhodes wyznał, że to on oddał dwa śmiertelne strzały, potwierdzając tym samym niewinność Jesse’ego Tafero i Sunny Jacobs, o której oni sami cały czas zapewniali. Sunny zwolniono w 1992 roku, jednak niełatwo było jej przystosować się do odzyskanej wolności. Wychodząc z więzienia miała już 45 lat, koszmar utraty chłopaka i dwojga dzieci, z którymi praktycznie się nie mogła widywać z uwagi na ciężkie zarzuty i karę. 

- Z powrotem musiałam nauczyć się, jak co się robi - opowiada 65-letnia dziś kobieta, wyglądająca krucho jak na swój wiek, gdyż cierpi na chroniczne problemy z kręgosłupem. - Musiałam nauczyć się zarabiać na życie, znowu być matką i po prostu człowiekiem. Było mi trudno, ale jednocześnie chciałam zostawić to za sobą. Nie powiedziałabym, że przeszłość mnie prześladuje, ale zawsze jest gdzieś obecna. Każdy w życiu bywa poddawany próbom i można albo cały czas oglądać się wstecz, albo zdecydować się żyć przyszłością. Ja dokonałam takiego właśnie wyboru.

Podczas gdy Sunny przebywała w zakładzie karnym o zaostrzonym rygorze dla morderców, jej rodzice którzy opiekowali się wnukami zginęli w katastrofie lotniczej. Dzieci były teraz dużo starsze, a przez większość ich życia matka siedziała w więzieniu, co w USA oznacza, że nie widuje się z dziećmi. Życie na wolności było zupełnie inne. Odbudowanie go oraz więzi z dziećmi stały się dla Sunny priorytetami. Po stracie Jesse’ego Tafero ponowne zakochanie się było ostatnią rzeczą, o jakiej myślała. 

- Długi czas byłam bardzo przywiązana do Jesse’ego Tafero, nawet po jego śmierci. Trzy lata zabrało mi, by wreszcie pożegnać pamięć o nim - mówi. - Porzuciłam myśl o tym, by kogoś poznać. Zaakceptowałam, że nie każdemu dane jest mieć życiowego partnera. Ale wówczas spotkałam Petera Pringle'a. Po ich pierwszym spotkaniu w Galway, Sunny Jacobs wróciła do Stanów Zjednoczonych, ale pozostali w kontakcie listownym i telefonicznym. - To było coś wyjątkowego, duchowego - mówi kobieta. - Rozmawialiśmy o przebaczeniu, o procesie otrząsania się z koszmaru i ozdrowieniu. 

Sunny wróciła jednak do Irlandii by dzielić z Peterem Pringle życie. W 2005 roku, w najkrótszy dzień roku poszli nad brzeg morza i ślubowali sobie wierność. Potem, w 2011 roku oficjalnie pobrali się w Nowym Jorku. Mierzący prawie 190 cm i potężnie zbudowany Peter Pringle góruje nad drobną Sunny Jacobs, opiekuńczo obejmując ją ramieniem i wspierając, gdy idzie. Jest byłym rybakiem o ogorzałej twarzy, siwej brodzie i bujnej czuprynie białej jak śnieg.

Peter Pringle był jedną z ostatnim osób skazanych w Irlandii na śmierć, dodatkowo za zbrodnie z którą nie miał nic wspólnego, co jest często praktyką sądownictwa w XX wieku, gdzie średnio 30-40 procent ofiar sądowych wyroków okazywało się całkowicie niewinnymi zarzucanych zbrodni, szczególnie zabójstw. Jak mówi, większość ludzi zdumiewa się na wieść, że w Irlandii obowiązywała kara śmierci, tymczasem moratorium na nią wprowadzono dopiero w 1990 roku, a konstytucyjnie ten dotąd najwyższy wymiar kary zniesiono dopiero w roku 2002. 

Petera Pringle aresztowano w 1980 roku pod zarzutem rzekomego zastrzelenia dwóch funkcjonariuszy, Henry’ego Byrne’a i Johna Morleya. Policjanci ścigali trzech uzbrojonych i zamaskowanych mężczyzn którzy napadli na bank i uciekali z miejsca przestępstwa. Samochód policji zwanej Garda Síochána zderzył się z autem rabusiów, którzy otworzyli ogień do policjantów. Morderstwo policjantów wywołało w Irlandii ogólnonarodowy szok i oburzenie. Peter Pringle cały czas powtarzał, że nie brał w tym udziału. W czasie gdy doszło do zbrodni jechał do matki czwórki swoich dzieci, z którą był w separacji, bo chciał by wyraziła zgodę by spędzał z nimi więcej czasu. Przypadkowo przejeżdżał w pobliżu miejsca owej zbrodni. 

Jednak podczas ostatniej rozprawy sędzia skazał trzech oskarżonych, w tym Petera Pringle'a, na śmierć. Po odczytaniu wyroku jego obrońca się popłakał. Prokuratura utrzymywała, że włókna z wełnianego swetra noszonego przez Petera w chwili aresztowania zgadzały się z tymi, znalezionymi w samochodzie przestępców. Policja przedstawiła dokumenty, z których wynikało, że Peter Pringle "dobrowolnie złożył ustne przyznanie się do winy", czemu on zawsze zaprzeczał. Kluczowy świadek, oficer policji, jako trzeciego sprawcę zidentyfikował innego mężczyznę, nie Petera Pringle'a. Peter Pringle był jednak znany organom ścigania, ponieważ w młodości miał kontakty z IRA, za co aresztowano go jako dwudziestoparolatka. Policja miała okazję do dokonania brutalnej, nazistowsko-chrześcijańskiej zemsty. 

Jednakże, jak mówi, tamto doświadczenie okazało się nieporównywalne do pobytu w celi śmierci. Całymi miesiącami spędzał po 23 godziny na dobę w izolatce. Panowały tam surowe warunki: obłażące ściany, brak naturalnego światła i plastikowy kubeł zamiast toalety. Słyszał, jak strażnicy rozmawiają o jego egzekucji. - Siedząc w celi zrozumiałem, że dopóki mnie nie zabiją, wciąż jestem panem samego siebie. Nie mogli uwięzić mojego umysłu, ducha ani serca. Ta myśl przyniosła mi ulgę i obiecałem sobie, że będę żył za kratami najlepiej jak potrafię - wspomina. - Najbardziej bałem się nie samej śmierci, ale tego że umierając nie zachowam godności. Nie chciałem rozsypać się w obecności strażników.

Peter Pringle zaczął przygotowywać się na śmierć medytując i ćwicząc kiedy tylko mógł. - Bałem się, że zawiodę siebie albo dzieci. Izolacja od nich okazała się najtrudniejsza. Bardzo martwiło mnie, co to będzie dla nich oznaczało, kiedy powieszą im ojca. Każda ich wizyta łamała mi serce, nie mogłem znieść bólu w ich oczach. Jednak na dwa tygodnie przed terminem egzekucji wyznaczonej na czerwiec 1981 roku dyrektor więzienia oznajmił Peterowi Pringle, że wyrok kary śmierci zamieniono na 40 lat pozbawienia wolności. Pierwszą reakcją mężczyzny była ulga, ale zaraz potem ogarnęła go czarna rozpacz. - Nie potrafiłem znieść wizji 40 lat za kratami bez szansy wyjścia na wolność. Pomyślałem, że łatwiej będzie się zabić, ale na to nie pozwoliła mi duma. Wreszcie zrozumiałem, że jedyne co mogę zrobić w tej sytuacji, to udowodnić swoją niewinność.

Peter Pringle zaczął więc studiować w więzieniu prawo i w 1992 roku doprowadził do ponownego otwarcia jego sprawy przez Sąd Najwyższy. Zwolniono go z więzienia, a prokuratura zdecydowała, że nie będzie się odwoływać. Peter Pringle udowodnił swoją niewinność, jednak tysiące innych ofiar sądownictwa, prokuratury i policji nie mają na tyle talentu, inteligencji i siły, aby walczyć skutecznie z bandycką, mroczną stroną wymiaru sprawiedliwości. Peter Pringle stał się znowu wolnym człowiekiem. Dwóch pozostałych mężczyzn skazanych za zabójstwo policjantów 32 lata później wciąż przebywa w więzieniu.

Życie po zwolnieniu nie było usłane różami. Peter Pringle nie miał pieniędzy ani nie mógł znaleźć pracy. Do dziś dnia państwo nie wypłaciło mu ani pensa za bezprawne uwięzienie, a mężczyzna nie może znaleźć adwokata, który zechciałby go reprezentować w sprawie o odszkodowanie przeciwko wymiarowi sprawiedliwości. Niełatwe okazały się też związki międzyludzkie. Odbudowanie więzi z czwórką dorosłych już dzieci zajęło długi czas. Pierwsza żona od dawna miała własne życie, a partnerka, z którą był w czasie aresztowania i która wspierała go podczas walki o uniewinnienie poprosiła go, by się wyprowadził. 

- Długo trwało, zanim zacząłem czuć się swobodnie w otoczeniu innych ludzi. Kiedy wychodzi się z więzienia, każdy patrzy na ciebie inaczej. Pytali jak tam było, ale ja nie chciałem o tym mówić. Nie mogli tego zrozumieć. A poza tym, przez 15 lat świat bardzo się zmienił. W Irlandii wprowadzono nową walutę. Nigdy wcześniej nie byłem w supermarkecie, zdumiewały mnie bankomaty. Musiałem przyzwyczaić się do tylu dziwnych rzeczy. 

Chociaż Peter Pringle nie lubi opowiadać o więzieniu, Sunny Jacobs przekonała go, żeby podzielił się swoją historią z innymi. Napisał więc książkę, "Najwyższy czas", w której relacjonuje swoje przejścia, a także, choć nie lubi być w centrum uwagi, często pojawia się z żoną na spotkaniach organizacji praw człowieka. Właśnie walce o prawa człowieka małżonkowie poświęcają dziś znaczną część swojego czasu. Założyli też organizację dla byłych więźniów oczyszczonych z zarzutów, która ma pomagać im pokonać traumę bezpodstawnego uwięzienia. Planują zapraszać takie osoby, by zatrzymały się u nich, zanim nie przyzwyczają się ponownie do życia na wolności. Swój projekt nazwali Sunny Sanctuary. 

Pobyt w celi śmierci nie definiuje w pełni Sunny Jacobs i Petera Pringle'a. Mają teraz też inne życie, z dala od dusznych cel, dokonali świadomego wyboru spokojnej wiejskiej egzystencji w chacie na trzech i pół akrach ziemi w zachodniej Irlandii. Hodują kury i kozy. Peter Pringle promienieje na wzmiankę o siedmiorgu wnucząt. Sunny Jacobs prowadzi zajęcia jogi oraz medytacji. Obydwoje codziennie medytują. Jak wiadomo, dla wielu niewinnie, niesłusznie uwięzionych ludzi codzienna medytacja staje się nawykiem, a joga medytacyjna pozwala przeżyć koszmar uwięzienia za czyny nie popełnione, pod fikcyjnymi czy kłamliwymi zarzutami. Polski kościół katolicki plugawie znieważając jogę i medytację znieważa także brutalnie ofiary zbrodni skatoliczałego do granic paranoi wymiaru sprawiedliwości w Polsce, który mordami katolickich paranoików takich jak Ryszard Nowak ze Szklarskiej Poręby niszczą i mordują w sądach polskich artystów scenicznych takich jak Nergal, Doda czy Peja. 

- W domu nie rozmawiamy o tym, jak było w więzieniu, bo to oczywiste - tłumaczy Peter Pringle. - Byliśmy tam, wiemy.

- Nie rozmawiamy o tym, kim jesteśmy - dodaje Sunny Jacobs. - Nie musimy o tym mówić. 

Pomimo straconych lat i wszystkiego, przez co musieli przejść chrześcijańskich więzieniach, nie są zgorzkniali. - W końcu życie ułożyło nam się wspaniale - mówi Peter Pringle. - Oczywiście są też trudności. Nie mamy zbyt dużo pieniędzy. Ale robimy wartościowe rzeczy. Jesteśmy w zgodzie z samymi sobą. Dobrze nam razem. Patrzymy w przyszłość, żyjemy chwilą. 

Powinni oboje otrzymać odszkodowanie za lata bezpodstawnie spędzone w celi śmierci. Niezwykła historia dwóch osób o bardzo podobnych upodobaniach i życiorysach. Ciarki po plecach przechodzą ile tych podobieństw jest. Powinni oboje otrzymać odszkodowanie za lata bezpodstawnie spędzone w celi śmierci . Niezwykła historia dwóch osób o bardzo podobnych upodobaniach i życiorysach. Ciarki po plecach przechodzą ile tych podobieństw jest. W Polsce za pomaganie ofiarom molestowanym seksualnie przez księży także można trafić niewinnie do aresztu czy więzienia, a historia prześladowania sądowymi pomówieniami jednego z najważniejszych w Polsce terapeutów ofiar księży pedofilów doskonale ilustruje mechanizm chrześcijańskiej, katolickiej zbrodni sądowej. 

Mohan Ryszard Matuszewski także jeszcze (na 2013 rok) nie dostał odszkodowania za lata spędzone w katolicko-faszystowskich aresztach III/IV RP na podstawie idiotycznych, wręcz debilnych pomówień preparowanych na zamówienie pedofilskiego lobby w kościele katolickim przez katolickich działaczy o mordach nawiedzonych ideologicznie katolicyzmem zbójów jezusowych. Wszystkich zbójów i bandytów sądowniczych, policyjnych i prokuratorskich pamiętamy, tak, żeby o tym ścierwie historia nie zapomniała. Czekamy czasów bardziej ucywilizowanych, gdzie uwięzienie wszystkich, co preparowali swoje pedofilskie oszczerstwa katolickie pod adresem Mohana Ryszarda Matuszewskiego czy Ireny Barcz z Bydgoszczy nie będzie problemem, a wszyscy członkowie sekty katolików za zbrodnie kamratów będą solidarnie płacić odszkodowania z majątku tej zawsze inkwizycyjnej, morderczej, ludobójczej i pedofilskiej sekty. 

Warto także pamiętać, że wszelkie zbrodnie na Mohanie Ryszardzie Matuszewskim jak i na Antypedofilskim Bractwie Himawanti w latach 1996-2005 były dokonywane pod bestialskim kierownictwem katolickiego herszta pedofilskiej mafii w KRK, niejakiego Karola Wojtyły znanego jako Jan Paweł II. Chociażby dlatego ów przeklęty przez Boga i anioły papież zasługuje na wieczne potępienie i poniżenie za jego plugawe zbrodnie na kręgu liczącym pół miliona ofiar molestowanych przez księży pedofilów na całym świecie za jego pontyfikatu. 

Każdy kto pomaga nam, ofiarom księży i biskupów pedofilów czyni DOBRO. Każdy kto popiera pedofilski kler katolicki czyni straszliwe ZŁO, za które czeka go wieczne potępienie, tak przez Ludzkość, jak przez Boga i Niebiosa! Walka o Prawa Człowieka ciągle trwa! 

Sunny Jacobs - urodzona w 1947 roku, Amerykanka z USA, w 1976 roku niesłusznie skazana na karę śmierci za rzekome zabójstwo, którego nie popełniła. Po pięciu latach wyrok zamieniono na dożywocie. Uwolniona w 1992 roku. Swoje przeżycia opisała w książce "Skradzione życie", która w 2009 roku ukazała się w Polsce. 

Peter Pringle - urodzony w 1938 roku, Irlandczyk, w 1980 roku skazany na śmierć za rzekome zabójstwo. Uwolniony w 1995 roku po batalii prawnej. Swoje doświadczenia opisał w książce "About Time". 

SKRADZIONE ŻYCIE 
Sunny Jacobs
tytuł oryginału: STOLEN TIME 
tłumaczenie: Elżbieta Piotrowska
liczba stron: 440
ISBN: 978-83-7359-818-8
oprawa: miękka
data wydania: maj 2009

W 1976 roku dwudziestoośmioletnia matka dziewięcioletniego Erica i ośmiomiesięcznej Tiny, oraz jej partner Jesse Tafero zostali bezpodstawnie oskarżeni o zamordowanie dwóch policjantów. Sąd na Florydzie uznał ich winnymi zbrodni, której nie popełnili i orzekł o karze śmierci. Przez pięć lat Sunny Jacobs oczekiwała egzekucji w odosobnieniu, potem jej wyrok zamieniono na dożywocie. Przy życiu trzymały ją listy wymieniane ze znajdującym się w podobnej izolatce Jessem Tafero oraz nadzieja na odzyskanie wolności. Prawda o morderstwie wyszła na jaw dopiero w 1992 roku. Do tego czasu Jesse Taffero został okrutnie stracony, rodzice ponieśli śmierć w wypadku lotniczym, a dzieci dorosły. Sunny odzyskała wolność i odbudowała życie osobiste. Jej autobiografie „Skradzione życie” to wstrząsająca i mroczna opowieść o niesprawiedliwości sądownictwa, o woli przetrwania, o nadziei i przebaczeniu. Z faktograficzną wiernością Sunny Jacobs odtwarza codzienność za kratami i walkę ze zbrodniczym  wymiarem sprawiedliwości o uznanie jej za niewinną. 

1 komentarz:

  1. Ciekawa i bardzo smutna historia. Niestety nie są to odosobnione przypadki, że w więzieniu siedzi niewinna osoba.

    OdpowiedzUsuń