czwartek, 21 kwietnia 2022

Całun Turyński - Nowe Badania Autentyczności

Całun Turyński - Historia i Nowe Badania Autentyczności 


Całun Turyński – to lniane płótno zawierające obraz dwustronnego (od przodu i od tyłu) odwzorowania postaci ludzkiej. Na materiale widoczne są liczne czerwone ślady. Przechowywany jest w Turynie, w kaplicy Świętego Całunu (la cappella della Sacra Sindone) katedry pod wezwaniem Świętego Jana Chrzciciela. Pomimo, że jest on jednym z najczęściej analizowanych naukowo przedmiotów w historii ludzkości, powstanie i charakter utrwalonego na płótnie obrazu stanowi wciąż dla współczesnej nauki sporą zagadkę. Według tradycji chrześcijańskiej w płótno to został po śmierci owinięty Jezus Chrystus, a charakter i umiejscowienie śladów odpowiada opisowi jego ran w Ewangelii, co pokrywa się z wynikami interdyscyplinarnych badań całunu. Jedną z hipotez dotyczących powstania obrazu jest jego powstanie pod wpływem silnej energii duchowej pochodzącej z ciała. Kościół katolicki ani większość innych chrześcijańskich kościołów i związków wyznaniowych nie określa, czy jest to naprawdę całun, w który owinięto Jezusa Chrystusa. Przez większość z nich zostało to zostawione osobistym osądom wierzących[a]. Według oficjalnego stanowiska kościoła katolickiego autentyczność całunu nie ma związku z prawdziwością nauczania Jezusa Chrystusa. Nauka interdyscyplinarna zajmująca się badaniem całunu to syndologia (od włoskiego określenia Santa Sindone, czyli „święty całun”). 

Całun Turyński - pozytyw i negatyw

Całun Turyński jest kawałkiem tkanego ręcznie płótna o wymiarach: długość 437 cm, szerokość od 113 do 112,5 cm (po konserwacji w 2002). Waga materiału wynosi 2,5 kg. Płótno utkane zostało z nici lnianej (ze śladową domieszką włókien bawełny indyjskiej), splotem „trzy na jeden”. Widoczne są liczne konserwacje z XVI wieku. Na całunie widnieje wizerunek nagiego mężczyzny o atletycznej budowie, ma on brodę i długie włosy zaplecione w wiele luźnych warkoczy. Jego ciało znaczą liczne rany oraz pojedyncza rana kłuta między 5. i 6. żebrem. Sylwetka przedstawiona jest dość realistycznie. Stopień zaczernienia negatywu na kliszy fotograficznej zależy od współczynnika odbicia światła, natomiast stopień zaczernienia całunu zależy od odległości płótna od odbitej na nim twarzy. Pomijając łaty, miejsca zagięć czy uszkodzenia na całunie, można dostrzec dwa rodzaje obrazu. Jeden z tych obrazów jest utworzony przez płyny, z którymi w swojej historii tkanina miała kontakt (Andrè Marion i Anne-Laure Courage w swojej książce Całun Turyński – nowe odkrycia nauki nazywają go „obrazem odciśniętym”). Drugim obrazem jest widoczna z przodu i z tyłu sylwetka człowieka, w kolorze sepii (w wyżej wymienionej książce autorzy używają określenia „obraz ciała”). Obraz odciśnięty i obraz ciała są na siebie nałożone tworząc razem podwójny obraz. Na obraz odciśnięty składają się brunatnoczerwone plamy krwi i innych płynów ustrojowych (surowica, pot) oraz inne ślady płynów (np. ślady po wodzie, którą skrapiano płótno podczas pożaru w Chambéry). Również napisy odkryte na Całunie Turyńskim są prawdopodobnie tego typu odciskami. Obraz ciała (przypominający negatyw fotograficzny) jest znacznie słabiej widoczny od odcisków. Brakuje mu wyraźnych konturów. Obraz ten zanika w miejscach śladów krwi (wygląda to tak, jakby najpierw powstały ślady krwi, a następnie na miejscach niezakrwawionych powstał obraz ciała). Obraz ciała jest jednak widoczny w miejscach ze śladami wody oraz ze znakami graficznymi. W ostatnim przypadku intensywność obrazu zmienia się wraz z intensywnością napisów. 

Badania obrazu odciśniętego wskazują, że został on utworzony przez (pomijając plamy wody i napisy) płyny ustrojowe. Na podstawie przeprowadzonych doświadczeń określono, że dla powstania takiego obrazu konieczny był czas kontaktu zwłok z tkaniną rzędu 30 godzin. Badacze zwracają tu uwagę na trudny do wyjaśnienia fakt braku na obrazie śladów odrywania (dla zachowania obrazu w formie, w jakiej został on utrwalony, płótno musiałoby być oderwane od ciała najpóźniej po 40 godzinach). Obraz odciśnięty jest utworzony przez miejscowe zaciemnienia lnu. W powiększeniu jest to widoczne jako ciemniejsze od naturalnego lnu niewielkie pałeczki widoczne na grzbietach włókien, z których złożona jest tkanina. Pałeczki te są prostopadłe do kierunku pasów tkaniny. Tworzą one formę drukową widoczną właśnie jako obraz ciała. Odległość pomiędzy pałeczkami wynosi około 0,55 mm, natomiast widoczna w skali makroskopowej zmiana zabarwienia płótna jest związana z wielkością i zaczernieniem pałeczek (w miejscach jasnych pałeczki są małe i jasne, w miejscach ciemnych – duże i ciemne). Badania wykazały, że pałeczki te nie zostały naniesione na płótno (nie są np. rodzajem jakiegoś barwnika użytego przez malarza), lecz w miejscach, w których są one widoczne nastąpiło lokalne powierzchniowe utlenienie włókien na głębokości do 40 mikronów. Również analiza fourierowska obrazu ciała wskazuje, że nie powstał on w wyniku pracy malarza – wykryto jedynie periodyczność związaną ze splotem tkaniny, nie stwierdzono natomiast jakiejkolwiek periodyczności związanej z kierunkiem ruchu pędzla. Obraz ciała pokrywa się z obrazem odciśniętym, są jednak między nimi różnice. Obraz odciśnięty wykazuje deformacje powstałe najprawdopodobniej dlatego, że płótno, na którym on powstał, było owinięte wokół ciała. Widoczne jest np. przesunięcie plam krwi na zewnątrz od miejsc, w których powinny się znajdować, gdyby płótno było umieszczone płasko nad i pod ciałem. Przesunięcie to rośnie przy zbliżaniu się do bocznych krawędzi płótna, natomiast nie widać go w osi ciała. W przeciwieństwie do obrazu odciśniętego, obraz ciała nie zawiera tych deformacji (wygląda on tak, jakby płótno stanowiło płaską kliszę fotograficzną, na której został utrwalony obraz ciała z przodu i z tyłu). Również ciężar ciała nie miał wpływu na obraz (obrazy przedniej i tylnej części ciała są jednakowo intensywne). 

Pierwsze badania nad całunem rozpoczęły się już pod koniec XIX wieku. W 1898 prawnik Secondo Pia otrzymał zgodę króla włoskiego i biskupa Turynu na zrobienie zdjęcia całunu. Po wywołaniu zdjęcia pojawiła się na nim łagodna twarz człowieka o zagadkowym i utrapionym spojrzeniu. O północy 28 maja 1898 fotograf amator, w ciemni zaimprowizowanej w turyńskiej katedrze, zanurzył szklaną kliszę w wywoływaczu, chociaż nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył, zobaczył twarz Jezusa Chrystusa. Od pierwszej publikacji zdjęcia w prasie, pojawiły się pierwsze satanistyczne zarzuty o fałszerstwo, zarówno fotografii, jak i samego całunu (media tak mają, bo mnóstwo satanistów dewiantów zatrudniają). Od tego czasu rozpoczęły się poszukiwania naukowych dowodów na autentyczność płótna, które trwają do dziś, coraz bardziej przemawiając jednak za autentycznością samego całunu i jego ikony. Problemem z naukową weryfikacją prawdziwości całunu jest jego dostępność dla badaczy, która jest bardzo ograniczona. To ze względu na jego wyjątkowy charakter i delikatność płótna. Po analizie pierwszego zdjęcia płótna, kolejna próba fotografii nastąpiła dopiero w 1931 roku. Całun Turyński został kolejny raz wystawiony na widok publiczny. Tym razem zrobiona została seria kilkanaście zdjęć. Wszystkiemu przypatrywali się świadkowie, którzy byli obecni również w trakcie procesu wywoływania fotek. Osiem lat później odbyła się pierwsza na świecie konferencja naukowa poświęcona relikwii całunu turyńskiego. Naukowcy doszli wtedy do dwóch wspólnych wniosków: na płótnie widać wizerunek człowieka, który zmarł najpewniej w męczarniach oraz wykluczyli tezę, że mogło być to dzieło średniowiecznego malarza. Co ciekawe profesor Pierre Barbet ustalił, że na całunie widać, że zmarły ma ślady po przybiciu na nadgarstkach, a nie jak to przedstawiały średniowieczne malowidła na dłoniach. Lekarze obecni na konferencji stwierdzili, że gdyby było to fałszerstwo, ślady po ukrzyżowaniu znajdowałyby się w „prawidłowym” miejscu. Ponadto Barbet stwierdził, że średniowieczna nauka nie była świadoma wszelkich cech anatomicznych i fizjologicznych umierającego człowieka, a te widoczne są na płótnie całunu. Wiele przeprowadzonych na Całunie badań wydaje się wskazywać na jego autentyczność. Poza wyjątkowością samego wizerunku (właściwość negatywu, obrazu trójwymiarowego, izotropowość) uderza szczególnie jego zbieżność z wczesnochrześcijańskimi przedstawieniami Chrystusa, w opinii niektórych badaczy Całun – a przynajmniej jego część przedstawiająca twarz – mógł pełnić rolę „matki wszystkich ikon”. Pytanie o autentyczność Całunu, to ważne pytanie, ale ostatecznie nie najważniejsze, jakie można sobie w jego obliczu zadać. Najtrudniejszym pytaniem z jakim musi się zmierzyć człowiek spoglądający na Całun jest pytanie o sens tego co Całun przedstawia. Bóg, Absolut, Eloah, JHWH o którym czytamy, że jest sprawiedliwy, wierny i prawdomówny, przez całe Pismo Święte zwane także Biblią objawia nam, że grzech prowadzi do śmierci oraz, że karą ze grzech jest właśnie śmierć. Jest to oczywiście kara dla Dusz istot upadłych czy spadłych z Niebios Nieśmiertelnych do życia śmiertelnego w tym materialnym świecie, w którym muszą przeżywać proces umierania jako zakańczający ich żywot w ciele. 

Historia całunu turyńskiego 


Całun Turyński jest uważany za jedną z największych relikwii chrześcijaństwa. Przechowywany najpierw w Jerozolimie, potem przez paręset lat w Bizancjum, wystawiony po raz pierwszy na widok publiczny we Francji w 1357 roku, ostatecznie w XVII wieku trafił do Włoch. Zdaniem wierzących właśnie w to płótno owinięty został Chrystus po swojej śmierci na krzyżu i w nim złożony do grobu. Historię Całunu Turyńskiego oraz wieloletnich badań, jakie nad nim prowadzono, przedstawił w języku polskim solidnie po raz pierwszy Jan Nowak-Jeziorański na antenie Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa (Swoboda) w kwietniu 1980 roku. Na tle Całunu, który z upływem czasu przybrał barwę kości słoniowej, rysuje się twarz z sowimi oczyma, bez wyrazu, nieomal groteskowa, podobna jednak do wizerunków Jezusa Chrystusa z okresu Bizancjum. Postać pokrywają liczne plamy i ślady rozmaitego kształtu, ciemniejsze i bledsze, mniejsze i większe, koloru brązowawego, jaki po wielu latach przybierają plamy po krwi. Całun został wystawiony ponownie na widok publiczny w roku 1931, a wtedy dokonano 12 zdjęć i powiększeń, które wydobyły na jaw nowe szczegóły. Fotograf robił i wywoływał zdjęcia przy świadkach, sporządzono notarialnie poświadczony protokół z fotografowania. Od tego czasu całun stał się przedmiotem badań całej rzeszy uczonych; katolików, protestantów, ateistów, archeologów, lekarzy, biologów, historyków a nawet kryminologów. Dokonywano różnych eksperymentów, łącznie z wieszaniem ludzi na pasach skórzanych na krzyżu, przebijano gwoździami amputowane ręce i nogi, przebijano bok i badano okoliczności, w jakich woda gromadzi się w płucach przed skonaniem i po śmierci. W związku z szerokimi badaniami Całunu Turyńskiego, których celem jest potwierdzenie lub zaprzeczenie jego autentyczności powstała nawet odrębna nauka - syndonologia od słowa "sindon" czyli prześcieradło, użytego w greckim, najstarszym tłumaczeniu Ewangelii. I kongres syndonologów odbył się w Rzymie, w 1950 roku. Dziewiętnaście lat później eksperci ze specjalnej komisji powołanej przez arcybiskupa Turynu, Michele Pellegrino wykonali, jako pierwsi, kolorowe zdjęcia całunu. W 1973 roku kolejni badacze pobrali próbki 14 nici, wyciągając je z różnych miejsc tkaniny. W latach 70-tych XX wieku do badań nad Całunem Turyńskim włączyli się również eksperci ze Stanów Zjednoczonych, z FBI, Agencji Atomowej. Przyłączają się dwaj rzeczoznawcy z laboratorium Amerykańskiej Komisji Energii Atomowej i dwaj badacze przestrzeni kosmicznej: dr Jack Johnson i dr Eric Jumper - słyszymy w audycji Jeziorańskiego. Do badań użyto ultranowoczesnych mikroskopów, aparatów fotograficznych, instrumentów służących do wykrywania fałszerstw, kamer do fotografowania ciał niebieskich i komputerów. Dr Johnson przeżywa wstrząs podobny do tego, jakiego doznał pod koniec XIX wieku Secondo Pia, gdy udaje mu się przy pomocy komputera odtworzyć trójwymiarowe oblicze Jezusa Chrystusa. Badania nad Całunem turyńskim w USA dały nawet jako rezultat powstrzymanie masowej ateizacji oraz powrót młodzieży do wiary w Boga i Jezusa. 

Historię lnianego płótna z wizerunkiem nagiego mężczyzny podzielić można na dwa okresy. Jeden z nich nazwać można obiektywną albo udokumentowaną historią. Jest to okres od 1357 roku, kiedy to całun po raz pierwszy został wspomniany w zachowanym do dziś dokumencie (i od tego czasu jego historia jest nieprzerwanie udokumentowana), do dzisiaj. Jeśli chodzi o okres do 1357 roku, Całun Turyński jest utożsamiany (na podstawie analizy zachowanych dokumentów) ze wspominanymi w różnych źródłach innymi tkaninami: płótnem, jakie otrzymał król Edessy Abgar V, mandylionem oraz tetradiplonem. Brak jednak bezpośrednich dokumentów pozwalających na jednoznaczne wykazanie ciągłości historycznej między tymi obiektami a Całunem Turyńskim. Pierwsze relacje na temat płótna pogrzebowego Chrystusa można znaleźć w ewangeliach, przy czym należy zwrócić uwagę, że pierwsze trzy ewangelie, zwane synoptycznymi (Marka, Mateusza i Łukasza), przy opisie pogrzebu Jezusa używają pojęcia sindón (całun). Ewangelia Jana natomiast wspomina o płótnach używając pojęcia (othonia). Dodatkowo Jan przy opisie pustego grobu wspomina jeszcze o chuście (soudarion), o której nie piszą pozostali ewangeliści. Kolejnym źródłem, które mówi o płótnach pogrzebowych Jezusa, a dokładniej wspomina, co się z nimi stało po jego śmierci, jest pochodząca z II wieku Ewangelia Hebrajczyków, cytowana później przez św. Hieronima w De viris illustribus. Śledząc ten dokument, można dowiedzieć się, jakoby Jezus miał oddać swój całun „słudze kapłana” (Puero). Przy czym należy zauważyć, iż wśród historyków i badaczy całunu panuje pewna rozbieżność, bowiem niektórzy uważają, że kopista przepisujący Ewangelię Hebrajczyków pomylił się i zamiast słowa Puero w oryginale znajdowało się słowo Petro (Piotr). Stąd wniosek, iż po śmierci Jezusa płótno (lub płótna) mogło być zabrane przez św. Piotra. Tę relację potwierdzałby częściowo inny dokument pochodzący z IV wieku. W relacji św. Niny, ewangelizującej Gruzję, zamieszczona jest pewna wzmianka o płótnach Chrystusowych. Według niej płótna pogrzebowe przez pewien czas posiadała żona Piłata, potem przeszły w ręce ewangelisty Łukasza, a następnie miały trafić do Piotra. Niestety tak skromna baza źródłowa nie pozwala na dokładne ustalenie tego, co mogło się stać z płótnami Jezusa. Wielu badaczy całunu uważa, iż dzieje tej tkaniny należy łączyć z Edessą, jednym z pierwszych chrześcijańskich miast na Bliskim Wschodzie. Wiadomo, że pierwsi chrześcijanie wskutek prześladowań musieli uciekać z Jerozolimy. Być może schronienie znaleźli właśnie w Edessie i tam też mogło trafić płótno. Ponadto część historyków wiąże obecność płótna w Edessie z legendą o korespondencji Jezusa z królem Abgarem. 

Secondo Pia - pierwszy fotograf Całunu turyńskiego

Abgar V Ukkama bar Ma’nu (Czarny), postać historyczna (panował w latach 13–50 n.e.), był królem państwa Osroene ze stolicą w Edessie. Według różnych przekazów Abgar cierpiał na nieuleczalną chorobę, prawdopodobnie czarny trąd, i kiedy usłyszał o działalności Jezusa z Nazaretu, wysłał swego posłańca z prośbą o przybycie Jezusa do Edessy, aby go uzdrowił. Najstarszą znaną wersją o Abgarze jest przekaz zawarty w Historii kościelnej Euzebiusza z Cezarei z 325 roku. Według jego relacji posłaniec Abgara, Ananiasz, zaprasza Jezusa do Edessy, ale ten odmawia. Przekazuje list do Abgara i obiecuje wysłać jednego ze swoich uczniów, który ma go uzdrowić. Inny przekaz tej legendy znajduje się w pochodzącej z IV wieku Nauki Addaja (Doctrina Addai), przy czym legenda ta jest tutaj zmodyfikowana: posłaniec Hannan (Ananiasz) maluje portret Jezusa i zabiera go do Edessy. Jezus wysyła także list do Abgara, w którym gwarantuje miastu bezpieczeństwo. Abgar po zobaczeniu cudownego wizerunku zostaje uleczony. Natomiast manuskrypty syryjskie z Nitry (również IV wiek) przedstawiają historię tak: Jezus wysyła tylko list do Abgara, obiecując pomoc, a po jego śmierci uczniowie wysyłają do Abgara posłańca (Addai – Thaddaeus), który przywozi odbicie i uzdrawia Abgara. Jeszcze inna relacja znajduje się w pochodzących z VI wieku Akt Tadeusza, będących zmienioną wersją Nauk Addaja. Według tej wersji posłaniec Ananiasz nie jest w stanie namalować portretu, dlatego też Jezus, wiedząc o tym, poprosił o obmycie mu twarzy, a następnie osuszył ją płócienną chustą i oddał posłańcowi (który zaniósł chustę do Abgara). Jak słusznie zauważa historyk Ian Wilson, wszystkie te opowieści, prawdziwe lub nie, w jakimś stopniu usiłują wytłumaczyć obecność płótna w Edessie i dlatego dalsze losy tego płótna łączy się z tym miastem. Przekazy mówią, że po cudownym uleczeniu Abgar miał przyjąć chrześcijaństwo, ale po jego śmierci Edessa znów wróciła do dawnych wierzeń, a chrześcijanie byli prześladowani. Być może, jak twierdzi Wilson, płótno Chrystusowe zostało ukryte w murach miasta z obawy przed zniszczeniem przez wrogów nowej wiary. Faktem jest, że nie ma żadnych źródeł mówiących, co się stało z płótnami w tym okresie.

Mandylion z Edessy. Według hipotezy Wilsona płótno ukryte w murach Edessy (a tym samym Całun Turyński) należy utożsamiać z tkaniną znalezioną w VI wieku i określaną jako mandylion z Edessy. Pierwsze relacje o tej tkaninie przekazuje około 594 roku Ewagriusz Scholastyk (527 – 600), który, wspominając o mandylionie z Edessy, używa pojęcia acheiropoietos (nie ludzką ręką uczyniony). Kronikarz pod datą 544 odnotował cudowne zwycięstwo mieszkańców Edessy nad Persami. Według Ewargiusza właśnie wtedy mandylion miałby się odnaleźć w murach miasta i posłużyć jako palladium przeciwko wojskom perskim Chosroesa I Anoszirwana. Jednakże, jak zauważa Wilson, odnalezienie mandylionu musiało nastąpić wcześniej, a relacja Ewargiusza o odnalezieniu pozostaje tylko legendą. Wilson wskazuje tutaj na 525 rok jako czas odnalezienia płótna. Powołuje się na relację Prokopiusza z Cezarei, który wspomina pod tą datą powódź, jaka nastąpiła w Edessie. Powódź ta spowodowała znaczne zniszczenia miasta i z tego względu przyszły cesarz Justynian I Wielki zdecydował się na jego odbudowę. Z jego polecenia rozpoczęto prace rekonstrukcyjne nad odbudową miasta i właśnie wtedy, zdaniem Wilsona, miało nastąpić odnalezienie płótna, które było od tego czasu czczone jako mandylion z Edessy. Justynian również ufundował kościół Bożej Mądrości, w którym mandylion był przechowywany. Tyle mówi relacja Ewargiusza Scholastyka. We wspomnianych wyżej Aktach Tadeusza, pochodzących mniej więcej z tego samego czasu co kronika Ewargiusza, również pisze się o odnalezieniu płótna w Edessie – ale ponadto autor tego źródła używa na określenie mandylionu pojęcia tetradiplon (złożony na czworo, a raczej czterokrotnie złożony na dwa). Wiadomo z różnych kopii mandylionu z Edessy, że sama tkanina przedstawiała tylko twarz Jezusa, stąd też wniosek Wilsona (jeżeli przyjąć, że mandylion i całun z Turynu to ta sama tkanina), iż Całun Turyński musiał być w przeszłości również złożony. Wilson w swoich badaniach dowodzi możliwości złożenia płótna turyńskiego w taki sposób, aby przedstawiało samą twarz, a potwierdzeniem jego przypuszczenia było badanie tkaniny w 1978 roku, kiedy to amerykańscy naukowcy John Jackson i Eric Jumper, przy użyciu najnowszych technik, dowiedli, że całun w przeszłości był składany. 

Przeniesienie do Konstantynopola. Mandylion był przechowywany w Edessie do roku 944, a jego przeniesienie do Konstantynopola związane jest z wyprawą wojenną bizantyjskiego dowódcy Jana Kurkuasa na kalifaty arabskie. W kwietniu 944 roku Kurkuas oblega Edessę i zmusza jej mieszkańców do wydania mandylionu, płacąc władzom arabskim 12000 drachm w srebrze i uwalniając 200 jeńców. 15 sierpnia 944, w dniu uroczystości Wniebowzięcia Matki Bożej, mandylion przybywa do Konstantynopola i natychmiast zostaje wystawiony w kościele Świętej Marii w dzielnicy Blacherne. Dzień później mandylion zostaje przeniesiony do kościoła Hagia Sophia. Z tego wydarzenia zachował się dokument odkryty w latach osiemdziesiątych XX wieku przez Gino Zaninottiego. Źródło to jest przedstawieniem homilii Grzegorza Referendarza wygłoszonej podczas uroczystego przeniesienia, w której autor wspomina o „krwawiącym boku”. Stąd niektórzy badacze (A. Dubarle) twierdzą, iż obecni przy uroczystości musieli widzieć całe ciało i wyciągają wniosek, że całun był już wówczas ponownie rozwinięty. Wilson natomiast uważa, iż rozwinięcie musiało nastąpić znacznie później (XI-XII wiek), powołując się na ikonografię, w której od tego czasu pojawia się scena opłakiwania, przedstawiająca m.in. Józefa z Arymatei i Nikodema, owijających całe ciało Jezusa. Ponadto jest kilka źródeł z XII-XIII wieku (ok. 1130 – Orderyk Witalis Historia ecclesiastica, XII wiek; Kronika Michała Syryjczyka; Kodeks z Biblioteki Watykańskiej, również XII wiek; Gerwazy z Tilbury Otia imperialia) potwierdzających znajomość przez współczesnych całego płótna. 

Bardzo ciekawym dokumentem świadczącym o tym, iż mandylion znajdował się już w Edessie, jest Opowieść o wizerunku z Edessy. Utwór ten powstał na dworze cesarza Konstantyna VII. Znajdują się w nim dwie wersje legendy o Abgarze. Pierwsza wspomina Ananiasza, który miał dostarczyć list Abgara do Jezusa z prośbą o przybycie, a jeżeliby się to nie udało, miał namalować Jezusa. Jezus wysyła odpowiedź, że nie może przybyć, ale obiecuje wysłać po swojej śmierci jednego ze swych uczniów, który go uzdrowi. Zapewnia również bezpieczeństwo miastu oraz obmywa twarz ręcznikiem i daje go Ananiaszowi, polecając dostarczyć go Abgarowi. Druga wersja przedstawiona przez autora wspomina, iż Jezus przed śmiercią wytarł w „ręcznik” krwisty pot, oddał Tomaszowi i polecił go zanieść po swoim wniebowstąpieniu (za pośrednictwem Tadeusza) Abgarowi, spełniając prośbę z listu. Tadeusz miał go przekazać, a Abgar po uzdrowieniu miał umieścić wizerunek w pozłacanej ramie. Autor tego dokumentu wspomina, iż wiadomości te zaczerpnął ze starych manuskryptów syryjskich. Ponadto od roku 1000 obecność mandylionu w Konstantynopolu poświadczają nam spisy relikwii przechowywanych w Wielkim Pałacu (Bukoleon) oraz różnego rodzaju relacje pielgrzymów czy też kronikarzy. W roku 1080 cesarz Aleksy I Komnen prosi cesarza Henryka IV i Roberta z Flandrii o pomoc w obronie relikwii zebranych w Konstantynopolu, szczególnie „płócien znalezionych w grobie po zmartwychwstaniu”. W roku 1147 król Francji Ludwik VII podczas pobytu w Konstantynopolu oddaje cześć całunowi. Kolejnym potwierdzeniem jest relacja kronikarza Wilhelma z Tyru, opisującego wizytę w Konstantynopolu króla jerozolimskiego Amalryka I. Wilhelm pisze o syndonie (sudarium). Jeszcze inna relacja pochodzi z 1201 roku. Mikołaj Mesarites, stróż relikwii przechowywanych w kaplicy Matki Bożej z Faros w pałacu cesarskim, wspomina o dwóch rodzajach płócien grobowych, które miałyby znajdować się w Konstantynopolu: entaphioi sindones (pł. grobowe) i kai otonai kai ta soudaria (płótna i chusty). Ostatnim źródłem mówiącym o tej relikwii w Konstantynopolu przed jej zniknięciem w 1204 roku jest relacja kronikarza czwartej krucjaty, Roberta de Clari, który w swoim dziele Zdobycie Konstantynopola pisze, że przed zdobyciem miasta w każdy piątek wystawiano w kościele Świętej Marii w dzielnicy Blacherne sydoine, na którym był widoczny wizerunek Chrystusa. 

Całun po 1204 roku. Dnia 12 kwietnia 1204 krzyżowcy IV krucjaty zdobywają Konstantynopol. Jeden z kronikarzy krucjaty, Robert de Clari, pisze, że całun znika z miasta. Istnieje kilka hipotez przedstawiających dalsze dzieje całunu (mandylionu), z których najczęściej przyjmuje się teorię grecką i teorię templariuszy. Zwolennicy teorii greckiej uważają, iż po zdobyciu Konstantynopola całun trafia do Aten, stając się własnością księcia Aten, Ottona de La Roche. Powołują się tutaj, między innymi, na list Teodora I Laskarysa, z 1 VIII 1205, do papieża Innocentego III (1198-1216), informujący o tym, iż całun został zabrany przez krzyżowców do Aten. W roku 1208 całun miałby zostać przekazany przez ojca Ottona, Poncea de la Roche, w darze arcybiskupowi Besançon, Amadeuszowi de Tremelay. Tam miał przebywać do roku 1349, kiedy to w wyniku pożaru katedry w Besançon całun znika i w kilka lat później pojawia się w rękach Gotfryda de Charny. Inna wersja tej teorii mówi z kolei, że Otton de La Roche przywozi w roku 1208 całun do swojego zamku w La Roche-sur-L’Ognon w Le Doubs koło Besançon. W roku 1340 Gotfryd de Charny po raz drugi zawiera związek małżeński, z niejaką Joanną de Vergy, prawnuczką Ottona de la Roche. W ten sposób całun miałby się znaleźć w rękach rodu de Charny.

Teoria templariuszy, której autorem jest Ian Wilson, zakłada, iż całun dostaje się w ręce zakonu templariuszy. Płótno do roku 1291 miałoby przebywać w Akce, jednej z ostatnich twierdz krzyżowców w Palestynie, a następnie miało trafić na Cypr. W 1306 roku całun zostaje przewieziony do Paryża, gdzie znajduje się główna siedziba tego zakonu: Templum. 13 października 1307 roku zakon rycerski templariuszy zostaje oskarżony przez króla Filipa IV Pięknego o herezję i kult tajemniczego „bożka” w postaci głowy z brodą (w roku 1945 w Templecombe w Anglii odnaleziono na suficie dębowy panel datowany na koniec XIII w. z wymalowanym na nim wizerunkiem brodatej twarzy, która jest bardzo podobna do przedstawienia z całunu; podobnie we Francji, w kaplicy św. Marii du Menez-Hom, znajduje się krzyż, na którym zamiast figury ukrzyżowanego Chrystusa znajduje się tzw. mandylion templariuszy, czyli poprzeczny prostokąt z kamienia, na którym wyrzeźbiona jest płaskorzeźba przedstawiająca samą twarz Jezusa), wskutek czego jego członkowie zostają aresztowani. 19 marca 1314 roku zostaje spalony na stosie ostatni mistrz zakonu templariuszy Jakub de Molay. Wraz z nim ginie również preceptor Normandii, niejaki Gotfryd de Charnay. Wilson sądzi, iż jest to przodek Gotfryda de Charny. Podczas studiów nad dokumentami związanymi z procesem zakonu templariuszy badaczka tajnych archiwów watykańskich Barbara Frale natknęła się na wzmiankę o młodym Francuzie nazwiskiem Arnaut Sabbatier, który wstąpił do zakonu w roku 1287. W swoich zeznaniach ujawnił on, że w ramach obrzędu inicjacyjnego został zaprowadzony w „tajemne miejsce, do którego dostęp mieli tylko bracia templariusze”. Tam pokazano mu „długie, lniane płótno, przedstawiające odbicie postaci mężczyzny” i nakazano oddawać wizerunkowi cześć, trzykrotnie całując jego stopy. Ponadto należy dodać, iż istnieją dokumenty mówiące o sprzedaży lub podarowaniu w roku 1247 (lub 1248) królowi Francji, Ludwikowi IX, płótna określanego jako Sainte Toile przez cesarza łacińskiego w Konstantynopolu, Baldwina II – co świadczyłoby o tym, iż całun przynajmniej do tego roku pozostawał w Konstantynopolu. Niestety, nie ma zgodności co do tego, jakie były dalsze losy tego płótna. Niektórzy (S. Runciman) uważają, iż relikwia po umieszczeniu w Sainte Chapelle w Paryżu została zniszczona w 1792 roku podczas rewolucji francuskiej. A. Dubarle twierdzi natomiast, że płótno po zakupie przez Ludwika IX zostało następnie oddane jakiemuś wasalowi i w ten sposób miało trafić do rodziny de Charny. 

Własność rodziny de Charny. Obiektywna (tzn. potwierdzona w wiarygodnych dokumentach) historia przedmiotu nazywanego obecnie Całunem Turyńskim zaczyna się dopiero w 1357, kiedy pojawia się on w Szampanii, w miejscowości Lirey, gdzie jako własność Joanny de Vergy, wdowy po rycerzu Godfrydzie de Charny, jest obiektem kultu w miejscowym kościele pod nazwą „całun z Lirey”. Żaden dokument nie precyzuje daty nabycia całunu przez rodzinę de Charny (która następnie dodała do swego herbu wyobrażenie całunu oraz postać pielgrzyma). Pierwsze wiadomości o kulcie całunu w Lirey pochodzą z lat 1350. W 1356 roku biskup Troyes, Henryk z Poitiers, konsekrował kolegiatę w Lirey, a rok później przyznał odpusty pielgrzymom nawiedzającym wystawiany tam całun. Joanna de Vergy (wdowa po Gotfydzie I de Charny) bezskutecznie starała się po 1389 r. o regularne wystawianie całunu w kolegiacie. O wystawieniu z 1357 r. dowiadujemy się z pism kolejnego biskupa Troyes, Pierre’a d’Arcis. W związku ze staraniami Gotfryda II de Charny o wystawianie całunu domagał się on (wpierw od króla Francji Karola VI, a następnie papieża Klemensa VII) zakazu wystawiania całunu oraz jego konfiskaty. Powoływał się przy tym na opinię bp. Henryka z Poitiers mającego rzekomo posiadać informacje o tym, że całun miał być dziełem współczesnego mu malarza. Sprzeczność ww. faktów (błogosławieństwo udzielone pielgrzymom do całunu i twierdzenie o fałszerstwie) wysuwana jest obecnie jako dowód na to, że bp. Pierre d’Arcis mijał się z faktami. Ostatecznie papież Klemens VII bullą z 6 stycznia 1390 r. zezwolił kanonikom z Lirey na wystawianie całunu i udzielanie odpustów (jednak bez uroczystych ceremonii i bez jednoznacznego nazywania ich prawdziwymi płótnami pogrzebowymi) oraz zabronił bp. Pierre’owi d’Arcis sprzeciwiać się temu. Materialnym potwierdzeniem historii całunu w tych latach jest ołowiany medalion (wydobyty w 1855 roku z dna Sekwany), na którym przedstawiono rozwinięty całun przy końcach którego znajdują się herby Gotfryda I de Charny i Joanny de Vergy. Przypuszcza się, że była to pamiątka nawiedzenia całunu zgubiona przez średniowiecznego pielgrzyma. W 1370 biskup z Troyes, Henri de Poitiers, zabronił oddawania czci całunowi, uznając go za fałszywy. 

Zapewne Całun Turyński popadłby w zapomnienie, gdyby nie powtórne małżeństwo wdowy po Godfrydzie de Charny, Jeanne, która poślubiła Aymona de Genève, wuja ówczesnego papieża (włoskiego antypapieża) Klemensa VII. Ponieważ posiadanie ważnej relikwii oznaczało zwiększenie dochodów, Klemens VII pozwolił swemu wujowi w 1389 na ponowne umieszczenie całunu w kościele w Lirey. Ta decyzja papieża wywołała oburzenie biskupa z Troyes, Pierre’a d’Arcis, który zakazał oddawania czci całunowi, a do papieża napisał wyjaśnienie, iż całun jest relikwią fałszywą, zakazaną już przez poprzedniego biskupa. D’Arcis wyjaśnił, że całun jest zręcznym malowidłem wykonanym (aby zwiększyć napływ pielgrzymów i dochody) przez malarza, który jest osobiście znany biskupowi. Duchowni z Lirey odmówili podporządkowania się zakazowi biskupa i odwołali się bezpośrednio do papieża, który bullą z 6 stycznia 1390 postanowił: ...trzeba ostrzegać lud w chwili największego napływu [wiernych] i powiedzieć głośno i wyraźnie..., że to wyobrażenie nie jest prawdziwym całunem Pana Naszego, lecz tylko malowidłem albo obrazem całunu. Pod tym warunkiem papież pozwolił na pozostawienie całunu w kościele. Następnie, z obawy przed zniszczeniem całunu przez wojskowych maruderów, został on przekazany wnuczce Godfryda, Małgorzacie de Charny. 

Burzliwe losy całunu w XV wieku. Małgorzata de Charny wywiozła całun w 1418 do Monfort – zamku swojego męża Humberta de Villersexel, hrabiego de la Roche – a następnie do innego zamku w Saint-Hippolyte-sur-Doubs. Po śmierci hrabiego kanonicy z Lirey wytoczyli proces Małgorzacie, aby zwróciła im całun, jednak przegrali proces i Małgorzata wywiozła relikwię do Liège i Genewy. W 1453 Małgorzata kupiła zamek Varambon w zamian za całun. 22 marca 1453 r. Małgorzata de Charny przekazała całun Annie, żonie Ludwika Sabaudzkiego. W następstwie tego została Małgorzata, na wniosek kanoników z Lirey (ciągle domagających się zwrotu tkaniny), w 1457 roku ekskomunikowana (kara ta została cofnięta po jej śmierci dzięki rekompensacie wypłaconej kanonikom przez Ludwika Sabaudzkiego). Od tej pory relikwia stała się własnością książęcej rodziny sabaudzkiej, która przenosi całun do Świętej Kaplicy kolegiaty w Chambéry. W 1464 książę Ludwik I Sabaudzki zgodził się wypłacać kanonikom z Lirey rentę w zamian za rezygnację z praw do całunu. Po 1471 całun często jest przenoszony do kościołów w: Vercelli, Turynie, Ivrea, Chambéry, Savigliano, Rivoli i Pignerol. 

Całun od XVI do XXI wieku. Z 3 na 4 grudnia 1532 w Świętej Kaplicy w Chambéry wybuchł pożar. Całun został uratowany w ostatniej chwili, gdy srebrna skrzynka, w której go przechowywano, zaczęła się topić. Relikwia „została uratowana przez czterech mężczyzn, w tym dwóch franciszkanów, którzy rzucili się w ogień, wiadrami wody schłodzili skrzynię i wyciągnęli ją na zewnątrz”. Wówczas całun został nadpalony w 48 miejscach. Zdaniem włoskiego naukowca Giorgio Tessiore temperatura wewnątrz relikwiarza podczas pożaru wynosiła 280 stopni Celsjusza. Uszkodzenia zostały naprawione w 1534 przez klaryski, które wszyły szesnaście łat, w postaci trójkątnych kawałków płótna. W 1578 książęta Sabaudii przenieśli całun do Turynu (który był stolicą ich państwa od 1562). W 1581 została opublikowana praca teologiczna o całunie, napisana przez Emanuela Philibertusa Pingoniusa, barona Cusiaco, zatytułowana Całun Ewangeliczny. Z dodatkiem niektórych hymnów i znaczniejszych bulli papieskich. W 1627 została opublikowana w Turynie praca teologiczna o całunie, napisana przez Agaffino Solaro, biskupa diecezji Fossano i Saluzzo, wydana w dwa lata po śmierci autora. Ostatni król Włoch Humbert II zapisał całun papieżowi w swym testamencie. W chwili śmierci Humberta II, 18 marca 1983, całun przeszedł na własność Stolicy Apostolskiej. W 1997 całun został ponownie uratowany z pożaru katedry w Turynie. 

Badania autentyczności całunu turyńskiego 


Wczesne badania całunu. Badania całunu zaczęto już pod koniec XIX wieku. Analizy były prowadzone przy pomocy większości znanych technik chemicznych, fizycznych i optycznych. Wyniki niemal wszystkich badań, zarówno wspierających tezę o autentyczności, jak i o fałszerstwie całunu, były wielokrotnie kwestionowane; podważano także publikacje kwestionujące poszczególne badania. Ponadto dostępność całunu do badań jest ograniczona ze względu na jego unikatowy charakter. Pierwsze zainteresowanie poszukiwaniem naukowych dowodów na autentyczność całunu wywołały zdjęcia wykonane przez adwokata Secondo Pia w 1898 roku. Zadanie udowodnienia fałszerstwa powierzono Yvesowi Delage, „znanemu antyklerykałowi”. W 1902 orzekł on po gruntownych badaniach, iż prawdopodobieństwo tego, że całun nie pochodził od ciała Chrystusa, wynosi na 1 do 10 mld. Powiedział też, że „szczegóły anatomiczne postaci, jak i ślady ran na płótnie są z punktu widzenia medycyny zbyt dokładne, by mogły być dziełem malarza”. Kolejne zdjęcia wykonał Giuseppe Enrie w roku 1931. Pierwsza syndologiczna konferencja naukowa odbyła się latem 1939 w Turynie. Wystąpili podczas niej profesorowie medycyny Ruggero Romanese i Giovanni Judica Cordiglia. Obaj stwierdzili niezależnie, że:

+ na całunie znajduje się odbicie przedstawiające człowieka uśmierconego na skutek okrutnej męki; 
+ wykluczyli, by wizerunek mógł być dziełem średniowiecznego malarza; 

Z kolei prof. Pierre Barbet udowodnił, że płótno odzwierciedla wszelkie cechy anatomiczne i fizjologiczne umierającego człowieka, które nie były znane ludziom w minionych stuleciach. Ustalił on, jeszcze przed II wojną światową, że Jezus został ukrzyżowany przez przybicie gwoździami do belki nie dłoni, lecz nadgarstków. Potwierdzili to później inni lekarze, między innymi Pierluigi Baima Bollone, Lamberto Coppini, Frederick Zugibe. Rany po gwoździach na całunie widoczne są na nadgarstkach, a nie na dłoniach. Gdyby całun był średniowiecznym falsyfikatem – stwierdzili lekarze – to fałszerze musieliby umieścić rany od gwoździ na dłoniach, a nie na przegubach skazańca. Tak bowiem wyobrażano sobie wówczas ukrzyżowanie, co widać na wielu obrazach z tamtej epoki.  

Porównanie z innymi wizerunkami Jezusa. Twórca Manuskryptu Praya (1192–1195) przedstawił nietypowy jodełkowy splot tkaniny, ułożenie ciała Jezusa i niektóre cechy anatomiczne (np. na każdej z rąk są widoczne tylko cztery palce, kciuki są bowiem cofnięte do wnętrza dłoni) charakterystyczne dla Całunu Turyńskiego. Płótno na ilustracji ma identyczny wzór powtarzających się otworów w kształcie litery L, które można znaleźć również na tym całunie. Istnieje hipoteza, że ilustrator Kodeksu Praya przebywał w Konstantynopolu (gdzie miał możliwość zobaczyć Całun Turyński) wraz z przyszłym królem Węgier Belą III. 

Porównywanie Ikon z Całunu i Bizancjum

Pyłki roślin i ślady DNA. W 1973 i 1978 Max Frei-Sulzer, szwajcarski biolog i kryminolog, badał Całun Turyński. Zdołał zidentyfikować 58 różnych gatunków roślin, których pyłki zostały na całunie. Spośród nich tylko 17 stanowiły rośliny rosnące w Europie, pozostałe 41 charakterystycznych było natomiast dla flory Azji i Afryki. Frei odkrył, że istnieje tylko jeden obszar geograficzny, w którym spotyka się aż 38 z tych 41 rodzajów pyłków: Judea. Autentyczność Całunu Turyńskiego badał też Avinoam Danin. Potwierdził wnioski Maxa Freia, że całun prawdopodobnie musiał pochodzić z Judei. Odkrył też na nim pyłki endemiczne dla obszaru Ziemi Świętej: czystka kreteńskiego, parolistu krzaczastego (gatunek kapara) oraz Gundelia tournefortii (gatunek krzewu ciernistego). Wszystkie one kwitną na wiosnę i nie występują razem nigdzie poza Judeą. Amerykanin Alan Whanger stwierdził też koncentrację pyłków Gundelia tournefortii (krzewu ciernistego) wokół głowy na całunie. Jego zdaniem upoważnia to do wniosku, że korona cierniowa sporządzona została właśnie z cierni tej rośliny. Współczesne badanie przeprowadzone w 2015 r. i opublikowane w Nature, objęło analizę ludzkiego i roślinnego DNA pobranego z Całunu podczas jego odkurzania w 1977 r. i 1988 r. Znaleziono ślady 19 różnych taksonów włączając w to rośliny charakterystyczne dla obszaru śródziemnomorskiego, ale również dla Europy Środkowej, północnej i wschodniej Afryki, Środkowego Wschodu, wschodniej Azji (Chin) i obu Ameryk. Znaleziono również sekwencje ludzkiego, mitochondrialnego DNA należącego do haplogrup typowych dla różnych regionów geograficznych i etnicznych, w tym Europy, północnej i wschodniej Afryki, Środkowego Wschodu i Indii. Zidentyfikowano również DNA pochodzenia zwierzęcego, w tym należącego do różnych gatunków ptaków, a także jedną sekwencję należącą do pewnego gatunku robaka morskiego, typowego dla obszaru północnego Pacyfiku. 

Porównanie z innymi relikwiami. Amerykański profesor Alan Whanger przeprowadził badania porównawcze całunu i Sudarionu z Oviedo. Doszedł do wniosku, że układ plam krwi na obu tkaninach był identyczny. Według niego nie ma wątpliwości, że oba te płótna okrywały tę samą osobę, tylko w innych momentach. Wszystkie ślady pozostawione na obu materiałach zgodne są natomiast z biblijnym opisem męki, śmierci i pogrzebu Jezusa. Ślady na całunie zostały również porównane z inną relikwią, Tuniką z Argenteuil, przez Instytut Optyki w Orsay. Ślady idealnie pokrywały się z ranami na Całunie Turyńskim na plecach. Nałożone na twarz Całunu Turyńskiego Całun z Manoppello i Chusta z Oviedo idealnie się pokrywają. 

Badania techniki malarskiej. Wszechstronne badania całunu przeprowadzone zostały w 1978 roku przez amerykańską grupę badawczą STURP (Shroud of Turin Research Project). W raporcie opublikowanym w 1981 roku napisano, że w badanych fragmentach nie znaleziono barwników i farb, zaś obraz ma trójwymiarowy charakter. Autorzy podkreślili, że nie są w stanie przedstawić spójnej z naukowego punktu widzenia hipotezy powstania całunu. Wskazali, że zmiany zaobserwowane we włóknach sugerują, że płótno poddawano licznym procesom fizycznym i chemicznym, jak utlenianie czy odwodnienie, które mogą być wywołane w warunkach laboratoryjnych za pomocą środków chemicznych lub ciepła, ale nie tłumaczą całościowo powstania obrazu na całunie. Wyniki te zostały zakwestionowane przez Waltera McCrone, początkowo członka STURP, który w 1979 roku stwierdził na całunie ślady ochry i innych nieorganicznych barwników stosowanych w malarstwie. Badania te zostały przez niego powtórzone w 1980 roku. Na ich podstawie McCrone przedstawił wniosek, że całun został namalowany około 1355 roku w celu przyciągnięcia wiernych do nowo powstającej świątyni. McCrone również znalazł błękitną ultramarynę, co ciekawe na Całunie nie ma koloru niebieskiego. Wnioski McCrone’a zostały zakwestionowane przez jego współpracownika Marka Andersona, który postulował, że ślady stwierdzone przez McCrone’a były w rzeczywistości śladami organicznymi. Heller stwierdził: Z całego Całunu nie zebrałoby się dość czerwonej ochry czy cynobru na jedną kroplę krwi, a cóż dopiero na całą krew widoczną na nim. Cynober z czasem ciemnieje, a ślady krwi są nadal czerwone. W grudniu 2011 roku włoscy naukowcy z Narodowej Agencji Nowych Technik i Energii oraz Zrównoważonego Rozwoju Gospodarczego (wł. ENEA, Ente per le Nuove Tecnologie, l’Energia e l’Ambiente) po pięcioletnich badaniach stwierdzili, że głębokość barwienia wynosi około 200 nanometrów, co odpowiada grubości ściany komórkowej pojedynczego włókna materiału. Techniki sprzed XXI wieku nie pozwalają na barwienie na tak małą głębokość. Według Włochów taki efekt można osiągnąć tylko za pomocą lasera z zakresu ultrafioletowego o mocy 34 miliardów watów. Podczas badań stwierdzono brak obrazu pod plamami krwi co oznacza, że ślady krwi zostały nałożone na płótno przed otrzymaniem obrazu. Jednak także w stosunku do tej pracy pojawiły się głosy krytyczne. Marion i Courage skomentowali to zdaniem: Nie ma żadnej wątpliwości, że ślady odciśnięć pochodzą z mniej lub bardziej bliskiego kontaktu tkaniny z autentycznymi krwawiącymi zwłokami człowieka zawiniętego w całun. 

Badania techniki tkackiej. Płótno lniane z całunu zostało poddane licznym testom naukowym, z których najbardziej godnym uwagi jest datowanie bezwzględne metodą izotopową, w tym przypadku metodą wykorzystującą izotop węgla 14C najnowocześniejszą obecnie techniką akceleratorową AMS, w celu ustalenia autentyczności relikwii. W 1988 roku naukowcy z trzech oddzielnych laboratoriów w Zurychu, Oksfordzie i Uniwersytetu Arizony w Tuscon datowali próbki całunu w przedziale lat 1260–1390 n.e. Pomimo pewnych obaw technicznych, które zostały podniesione w związku z datowaniem radiowęglowym całunu, żaden ekspert w dziedzinie datowania radiowęglowego nie stwierdził, że datowanie jest niewiarygodne. W 2002 roku, po badaniach przeprowadzonych przy okazji konserwacji całunu, niemiecki konserwator Mechthild Flury-Lemberg wyraziła opinię, że splot tkaniny jest identyczny ze splotem stosowanym w całunach pogrzebowych odnajdywanych w żydowskich grobach w Masadzie datowanych od 40 roku p.e.ch., do 73 roku e.ch. W 2005 Raymond Rogers, szef zespołu badawczego z Los Alamos z 1978 roku, opublikował w specjalistycznym piśmie „Thermochimica Acta” wyniki badań, które wykazały, że próbka zawierała nici wplecione w tkaninę Całunu Turyńskiego. Prof. Rogers stwierdził, że wplecione włókna upodobniono do reszty, pokrywając je barwnikiem osiąganym z korzenia marzany barwierskiej (Rubia tinctorum), dlatego trudno je dostrzec gołym okiem. Jego badania wykazały też, że próbka przeznaczona do datowania w 1988 roku zawierała aż 37% waniliny, podczas gdy wanilina na głównej powierzchni całunu uległa całkowitemu rozpadowi, tak samo jak w przypadku starożytnych zwojów znad Morza Martwego. Na tej podstawie ocenił wiek najstarszych fragmentów płótna w przedziale 1000 roku p.e.ch. – 700 roku e.ch. Badania Rogersa dowodzą (zgodnie z postulatem Marino i Benford), że laboratoria w 1988 roku, zamiast datować płótno całunowe, faktycznie datowały przyszytą do niego łatę. 

Kształt wizerunku postaci. Badania nad Całunem Turyńskim obejmują również jego kształt w momencie powstawania wizerunku. Uznano, że do żadnych deformacji dojść nie musiało. 

Dodatkowe elementy historyczne całunu 


Monety. Wiosną 1979 dwaj włoscy naukowcy, Pietro Ugolotii i Giovanni Tamburelli, niezależnie od siebie dostrzegli w oczodołach człowieka z Całunu małe monety o średnicy 15 mm. Wkrótce potem jezuita o. Francis L. Filas, profesor teologii z Chicago, zidentyfikował oba krążki. Obydwa to monety z brązu, po grecku nazywane lepton, a po hebrajsku prutah. Dokładna analiza napisów na monetach pozwoliła stwierdzić, że pochodzą one z szesnastego roku panowania Tyberiusza, tzn. z roku 29-30 n.e. 

Ślady aktu zgonu Jezusa. W 1979 zostały odkryte greckie i łacińskie litery w okolicach twarzy człowieka z Całunu. Zostały głębiej zbadane w 1997 przez André Marion, profesora Instytutu Optyki w Orsay. Dzięki analizie komputerowej zostały odkryte następujące napisy:

+ INNECEM (od łac. „in necem ibis” – „na śmierć”),
+ NNAZAPE(N)NUS (Nazareńczyk),
+ IHSOY (Jezus)
+ IC (Iesus Chrestus)
+ litery IBE(R?) zostały odczytane jako „Tyberiusz”.
+ PEZO – „zaświadczam”
+ (O)PSE KIA(THO) – „zdjęty wczesnym wieczorem”

W 2009 Barbara Frale, mediewistka, doszła do wniosku po dalszych badaniach, że napis na całunie 
jest odbiciem aktu zgonu Jezusa. Jej zdaniem mógł brzmieć następująco: W 16-tym roku panowania Cesarza Tyberiusza Jezus Nazarejczyk zdjęty wczesnym wieczorem po tym, jak został skazany przez rzymskiego sędziego na śmierć, gdyż władze żydowskie uznały go winnym, zostaje odesłany w celu pogrzebania z zastrzeżeniem, że może zostać wydany rodzinie dopiero po upływie pełnego roku. Podpisano przez. W tej sprawie odezwały się też głosy krytyczne, jednak słowa przy użyciu odpowiednich technik rzeczywiście dają się odczytać. 

Badania krwi z całunu. W latach 1981–1982 lekarz Pierreluigi Baima Bollone zidentyfikował grupę krwi na całunie jako AB. Grupa AB występuje jedynie u 4 do 5% populacji ludzkiej, najczęściej jest natomiast spotykana wśród Żydów (18%), stąd czasem nazywana jest semicką lub . Alan Adler oraz John Heller stwierdzili ślady bilirubiny. Została również dana hipoteza, że stara krew zawsze nabiera cech grupy krwi AB, co szybko zostało obalone. Obecność krwi potwierdzili także Lejeune, Canale i Garza-Valdès. Obserwacje mikroskopowe pozwoliły dostrzec przypuszczalne czerwone krwinki. Zdjęcia fluorescencyjne ujawniły, że wokół plam krwi znajduje się otoczka z surowicy. Krew rozdzieliła się na dwie części: gęstszą i rzadszą – jest to efekt tworzenia się skrzepów. W 1978 zrobiono badanie zakrwawionych nitek całunu, badania wykazały:

+ wysoką zawartość żelaza (związanego w hemie) na zakrwawionych fragmentach, wykrytą przy testach fluorescencyjnych w promieniowaniu rentgenowskim,
+ cechy charakterystyczne dla widma krwi, widoczne w widmach promieniowania odbitego,
+ charakterystyczne dla krwi mikrospektrofotometryczne widma transmisyjne (światła przechodzącego przez próbkę),
+ charakterystyczną fluorescencję porfirynową, widoczną w ultrafiolecie (porfiryna jest pochodną hemoglobiny),
+ pozytywne testy hemochromagenowe,
+ pozytywne testy cyjanomethemoglobinowe,
+ obecność protein,
+ wykrycie ludzkiej albuminy w testach immunologicznych,
+ pozytywne wyniki testów proteazowych wskazujące, że proteiny rozpadły się na poszczególne aminokwasy.

Jednak chemik Walter McCrone oznajmił, że Całun nie zawiera śladów żadnej krwi. Według niego ma to być pigment stosowany przez artystów w XIV wieku. Pomimo kontrowersji, sindolodzy uznali, że czerwone plamy na całunie to krew.

Teorie źródeł energii. Od 1930 kilku badaczy (J. Jackson, G. Fanti, T. Trenn, T. Phillips, J.-B. Rinaudo i inni) poparło hipotezę o napromieniowaniu podobnym do błysku. Zasugerowano, że stosunkowo wysoką rozdzielczość szczegółów obrazu można uzyskać poprzez źródło energii (w szczególności protonowe) działające od wewnątrz. Rosyjski badacz Aleksander Bielakow zaproponował intensywne, ale krótkie źródło latarki, które trwało kilka setnych sekundy. Niektórzy inni autorzy sugerują, że promieniowanie rentgenowskie lub impuls kierunkowego promieniowania ultrafioletowego mogło odegrać rolę w tworzeniu obrazu Całunu. Na podstawie charakterystyki obrazu kilku badaczy wysnuło teorię, że źródło promieniowania było przeważnie pionowe. Te teorie nie obejmują naukowej dyskusji na temat metody, za pomocą której można było wytworzyć energię. 

Wyładowanie koronowe. Podczas renowacji w 2002 roku po raz pierwszy sfotografowano i zeskanowano tył płótna. Giulio Fanti, naukowiec z Uniwersytetu w Padwie, wraz z kolegami napisał artykuł na ten temat w 2005 roku, w którym przewiduje wyładowanie koronowe elektrostatyczne jako prawdopodobny mechanizm wytwarzania obrazów ciała w Całunie. Zgodnie z tym mechanizmem opisują również obraz na odwrocie tkaniny, znacznie słabszy niż ten na widoku z przodu ciała, składający się głównie z twarzy i być może rąk. Podobnie jak na zdjęciu z przodu, jest on całkowicie powierzchowny, z zabarwieniem ograniczonym do warstwy węglowodanowej. Obrazy odpowiadają obrazom po drugiej stronie płótna i są z nimi zgodne. Brak obrazu na odwrocie widoku grzbietowego ciała. Raymond Rogers skrytykował tę teorię, mówiąc: „Jest jasne, że wyładowanie koronowe (plazma) w powietrzu spowoduje łatwo obserwowalne zmiany w próbce lnu. Nie można zaobserwować takich efektów we włóknach obrazu z Całunu Turyńskiego. Wyładowania koronowe i/ lub plazma nie miała żadnego wkładu w tworzenie obrazu”. W grudniu 2011 roku Fanti opublikował krytyczne kompendium głównych hipotez dotyczących kształtowania się obrazu ciała na całunie. Stwierdził, że „żaden z nich nie jest w stanie całkowicie wyjaśnić tajemniczego obrazu”. Fanti uznał wówczas wyładowanie koronowe za najbardziej prawdopodobną hipotezę dotyczącą formowania się obrazu ciała. Stwierdził, że niemożliwe byłoby odtworzenie wszystkich cech obrazu w laboratorium, ponieważ wymagane źródło energii byłoby zbyt wysokie. Fanti powtórzył teorie promieniowania w książce z 2013 roku.

Promienowanie ultrafioletowe. W grudniu 2011 roku naukowcy z włoskiej Narodowej Agencji ds. Nowych Technologii, Energii i Zrównoważonego Rozwoju ENEA wywnioskowali z badania STURP, że kolor obrazu Całunu jest wynikiem przyspieszonego procesu starzenia lnu, podobnego do żółknięcia papieru starożytnych książki. Wykazali, że reakcje fotochemiczne wywołane wystawieniem lnu na światło ultrafioletowe mogą odtworzyć główne cechy obrazu Całunu, takie jak płytkość zabarwienia i gradient koloru, których nie da się odtworzyć w inny sposób. Po naświetleniu lampą UV napromieniowane tkaniny lniane zachowywały się jak płótno Całunu. Ustalili również, że promieniowanie UV zmienia strukturę krystaliczną celulozy w podobny sposób jak starzenie się i długotrwałe promieniowanie tła. Paolo Di Lazzaro, główny badacz, wskazał w e-mailowym wywiadzie, że „…wydaje się mało prawdopodobne, aby fałszerz wykonał ten obraz za pomocą technologii dostępnych w średniowieczu lub wcześniej”, ale ich badanie nie oznacza obrazu Całunu została stworzona przez błysk cudownego zmartwychwstania, w przeciwieństwie do tego, jak historia była prezentowana w mediach, zwłaszcza w sieci. Zawodowy sceptyk Joe Nickell twierdzi, że najnowsze odkrycia nie są niczym nowym, mimo że są „ubrane w zaawansowane testy” i że niczego nie dowodzą. 

Współczesne badania całunu. Współczesne badania Całunu przy użyciu coraz nowszych technik badawczych wykazują, że czerwone ślady na Całunie są autentyczną krwią osoby po traumatycznych przeżyciach. W badaniach stwierdza się m.in.:

+ potwierdzenie hipotezy Alana Adlera i Johna Hellera wskazującej na tortury i traumatyczne przeżycia (powodujące szok organizmu, a przez to wzrost hemoglobiny) jako źródło stężenia bilirubiny w skrzepach krwi; 
+ krew pomimo zawartości methemoglobiny (która powoduje zmianę jej barwy na brązową) ma kolor czerwony, próbowano to wyjaśnić, jednak żadna z wysuwanych hipotez nie daje satysfakcjonującej odpowiedzi, zagadnienie to do dziś nie zostało rozwiązane; 
+ pokrycie włókien lnu nanocząsteczkami kreatyniny o rozmiarach 30–100 nm (wewnątrz których znajdują się mniejsze cząstki 2–6 nm stanowiące tlenki żelaza o strukturze ferrytyny), występującej po urazach mięśni szkieletowych oraz tworzącej kompleksy z żelazem wychwytywanym przez ferrytynę ze zniszczonych krwinek; 

Datowanie za pomocą badania radiowęglowego. W 1988 roku za zgodą kardynała Anastasio Ballestrero mikrobiolog Giovanni Riggi wyciął z całunu próbkę o powierzchni 8 cm² i przekazał jej fragmenty trzem niezależnym zespołom badawczym (Zurich, Oxford, University of Arizona w Tucson). Oprócz próbki całunu, każdy zespół otrzymał 3 inne, nieznane sobie próbki pochodzące ze źródeł o ustalonym wieku. Wszystkie próbki zostały przed badaniem dokładnie oczyszczone z ewentualnych zanieczyszczeń mogących zakłócić wyniki. Każdy zespół stosował nieco inne metody czyszczenia, w skład których wchodziło m.in. badanie mikroskopowe, płukanie ultradźwiękowe, czyszczenie w roztworach zasadowych i kwasowych, użycie różnych detergentów oraz wybielaczy. Ponadto, podczas badania mikroskopowego zwracano uwagę na obecność obcych włókien pochodzących z napraw lub zanieczyszczeń. Wszystkie zespoły stwierdziły, że badany materiał po oczyszczeniu nie zawierał żadnych tego typu elementów. Stosując metodę datowania opartego o radioizotop węgla 14C, wszystkie trzy zespoły określiły datę powstania całunu na lata 1260–1390. Wiek próbek kontrolnych określony w badaniu radiowęglowym był zgodny z ich rzeczywistym wiekiem znanym z innych źródeł. Zespoły nie kontaktowały się ze sobą i nie znały wzajemnych wyników przed opublikowaniem raportów.

Wątpliwości dotyczące wyników badania radiowęglowego. Od czasu tego pierwszego (i jedynego jak dotychczas) badania metodą C14 w 1988 roku pojawiło się szereg krytycznych zarzutów dotyczących metodologii eksperymentu. Doświadczenia przeprowadzane w latach 90-tych XX wieku wskazywały na możliwość zaburzenia wieku wyznaczanego metodą C14 przez absorpcję radioizotopów w czasie pożaru, który miał miejsce w 1532 roku. Wynik ten mogły również zaburzyć bakterie i grzyby, stanowiące miejscami do 60% masy tkaniny, których nie usunięto w oryginalnym badaniu. Ponadto próbkę do badania pobrano z obrzeży całunu, z miejsca, które często było dotykane gołymi rękami podczas publicznego pokazywania całunu wiernym. W 2000 Joseph Marino i Sue Benford zakwestionowali metodologię pobierania próbek z całunu w 1988 roku, wskazując, że do datowania pobrano fragmenty pochodzące z późniejszego łatania. W 2002 roku wiarygodność datowania całunu metodą C14 podważyły ustalenia Włocha, dr. Orazio Petrosillo. Kierowani przez Petrosillo eksperci ustalili, że tkanina Całunu Turyńskiego składa się w 40% z włókien datowanych na I wiek naszej ery, a w 60% z czasów późniejszych, z XIII i XVI wieku. To skutek wielu napraw dokonanych w przeszłości. W roku 2008 ukazały się dwie prace kwestionująca datowanie C14 z 1988 roku: rozszerzona praca Benforda i Marino oraz praca Roberta Villarreala. Zainspirowany artykułem Bedford i Marino, Raymond Rogers przeprowadził dodatkowe badania zachowanych próbek i doszedł do wniosku, że zawierają one włókna bawełniane o późniejszym pochodzeniu. Rogers obalił wyniki datowania C14, wykazał on że materiał przekazany do datowania znacząco różnił się od reszty Całunu (oprócz włókien bawełnianych wykrył on również gumę). Badania Rogersa powtórzył i potwierdził John L. Brown. W 2009 roku ukazała się praca prof. Giulio Fantiego kwestionująca datowanie C14 z 1988. Autor ten dokonał przeglądu głównych hipotez na temat powstania obrazu i uznał, że najbardziej prawdopodobna jest ta o wyładowaniu koronowym jako przyczynie powstania przedmiotu badań syndonologów. W 2008 roku kanał Discovery zrealizował film dokumentalny, w którym powtarzają się argumenty o zafałszowaniu wyniku badania całunu metodą C14 na skutek zanieczyszczenia późniejszym materiałem. Ze względu na wiele napotykanych trudności, datowanie C14 nie jest w pełni wiarygodną metodą do wskazania wieku Całunu. 

Argumenty za rzetelnością badania metodą radiowęglową. Według większości specjalistów zajmujących się datowaniem metodą C14, odrzucenie wyników badania z 1988 roku jest pozbawione podstaw. Argumenty krytyków opierają się bowiem na przypuszczeniu, że badane próbki były zanieczyszczone, lub (i) pochodziły z miejsc całunu poddanych późniejszym naprawom. Jednak zgodnie z opisem procedury badawczej przedstawionym w oryginalnej publikacji, każde z trzech laboratoriów biorących udział w datowaniu poddało próbkę gruntownemu czyszczeniu mechanicznemu i chemicznemu w celu usunięcia wszelkich obcych zanieczyszczeń. W 2008 roku prof. Christopher Ramsey, kierownik wydziału Radiocarbon Accelerator Unit na Uniwersytecie w Oksfordzie, przeprowadził badania w celu ustalenia, w jakim stopniu zanieczyszczenie próbek późniejszym materiałem (w tym tlenkiem węgla), może zafałszować wyniki badania radioizotopowego. Ustalono, że zanieczyszczenie tłumaczące różnicę między domniemanym wiekiem całunu (ok. 2 tys. lat) a uzyskanym wynikiem (ok. 700 lat) musiałoby być zbyt duże i niemożliwe do przeoczenia. Również domieszka CO w badanej próbce nie mogła być wystarczająca, gdyż tlenek węgla słabo reaguje z tkaniną. W wywiadzie dla gazety The Daily Telegraph w 2011 r. Ramsey stwierdził: „Istnieją różne hipotezy, tłumaczące dlaczego wyniki datowania mogłyby być błędne, ale żadnej nie da się potwierdzić. (...) Jedna z nich utrzymuje, że próbki były zanieczyszczone. Ale nie można tego tak wytłumaczyć, bo żeby obiekt o wieku 2000 lat wyglądał na 800-letni, około połowa materiału musiałaby być pochodzenia współczesnego. Jeśli zanieczyszczenie jest starsze, potrzeba by go było jeszcze więcej”. Również hipoteza o pobraniu próbek z bardziej współczesnych miejsc całunu została jednoznacznie odrzucona w roku 2008 przez kierującego pracami powołanej w roku 1978 grupy badawczej STURP dr Johna Jacksona. Stwierdził on, że analiza radiogramów oraz zdjęć w świetle przechodzącym wykonanych przez zespół w roku 1978 potwierdziła jednorodne ułożenie struktury włókien tkaniny całunu na całym przebadanym obszarze, obejmującym również jego fragment poddany datowaniu metodą C14 w 1988 roku. Nie byłoby to możliwe, gdyby próbka poddana datowaniu okazała się być jedynie częścią późniejszej łaty. 

Datowanie na podstawie spektrometrii w podczerwieni, spektrografii ramanowskiej i analizy mechanicznej. Profesor chemii i wieloletni badacz całunu Giulio Fanti w 2009 zaczął szukać sposobu, aby przeprowadzić datowanie mechanicznie na lnianej tkaninie z Całunu. Początkowo wydawało się, że nie ma takich laboratoriów, które byłyby w stanie to zrobić. W końcu jednak okazało się, że w laboratorium poczdamskiego Instytutu Maksa Plancka można wykonać chociaż częściowe badanie. Zachęcające początki i duże doświadczenie profesora Giulio Fanti’ego, który przeprowadzał dla NASA analizy mechaniczne właściwości włókien używanych w kosmosie, sprawiły że Uniwersytet Padewski przyznał w 2011 roku finansowanie badań nad Całunem. Środki przeznaczono na budowę i skalibrowanie systemu do pomiaru mechanicznych parametrów włókien. Gdy udało się skonstruować urządzenie, które było w stanie przeprowadzić badanie, profesor Fanti zastosował 3 różne metody datacji: Spektrometrią w podczerwieni FTIR, spektrografią ramanowską i analizą mechaniczną. Badanie na podstawie spektrometrii w podczerwieni wykazało, że Całun Turyński pochodzi z 300 roku p.n.e. z możliwością odchylenia 400 lat w obie strony. Spektrografia ramanowska stwierdziła, że Całun pochodzi z roku 200 p.n.e. z możliwością odchylenia 500 lat w obie strony. Analiza mechaniczna ustaliła 400 rok n.e. z możliwością odchylenia 400 lat w obie strony. Średnia arytmetyczna wskazuje 33 rok p.n.e, z możliwością odchylenia 250 lat w obie strony, oznacza to, że Całun Turyński może pochodzić z czasów Jezusa Chrystusa. Swoje wnioski i wyniki datowania profesor Giulo Fanti ogłosił w swojej książce „Il mistero della Sindone. Le sorprendenti scoperte scientifiche sull’enigma del telo di Gesù” w 2013 roku oraz w czasopiśmie naukowym Vibrational Spectroscopy.

Kontrowersje i krytyka datowań spektrometrycznych. Opiekun Całunu arcybiskup Cesare Nosiglia powiedział, że nie ma pewności, skąd Giulo Fanti miał dostęp do próbek Całunu Turyńskiego. W odpowiedzi profesor stwierdził, że arcybiskup nie przeczytał jego książki, w której dokładnie opisuje, skąd posiada próbki Całunu. Cały proces pozyskania próbek jest udokumentowany w korespondencji papierowej i elektronicznej. Nad wszystkim czuwała Fundacja 3M reprezentowana przez adwokata Antonia Pinnę Bercheta, który w konsultacji z zarządem określał, czy i w jaki sposób kontynuować współpracę między Fantim a Giovanni Riggi di Numany, który pobrał próbki w 1978 i 1988 roku w Fundacji 3M i przekazywał je Fantiemu. Część próbek została przekazana 12 lipca 2006 roku, reszta 11 kwietnia 2008 roku. Naukowiec Gian Rinaldi w swojej recenzji książki Fant’ego miał wątpliwości, co do niezawodności datowania Całunu tymi metodami, wskazując różne trudności. Giulio Fanti w odpowiedzi stwierdził, że błąd jest niemożliwy, oraz że sposób badania zostanie dokładnie opisany w czasopiśmie Vibrational Spectroscopy. 

Datowanie metodą WAXS. W 2022 opublikowano wyniki badań, w których dowiedziono, że prawdopodobnie płótno sobie liczy około 20 stuleci, choć równocześnie autorzy zastrzegli, że należy zbadać więcej próbek, by zyskać całkowitą pewność. Badania wykazały też, że przeniesienie Całunu do Europy najprawdopodobniej uchroniło wizerunek przed całkowitym zaniknięciem. 

Dyskusja o autentyczności całunu turyńskiego 


Argumenty przeciw autentyczności. W 2009 roku prof. Luigi Garlaschelli, chemik z Universita degli studi di Pavia, stworzył kopię Całunu Turyńskiego w tydzień przy użyciu technik dostępnych w średniowieczu. Szybko jednak się okazało, że kopia całunu ma znaczące różnice od oryginału, kopia nie odtwarza światłocienia wizerunków na Całunie, brak wielu cech wykrywanych na Całunie pod mikroskopem między innymi zabarwienia włókien na całym obwodzie. Na dodatek na płótnie pozostały ślady niebieskiej farby zmieszanej z kwasem siarkowym, a czerwone plamy zostały dodane w dalszej kolejności przy czym nie użyto prawdziwej krwi czy też osocza. Wiele innych osób również wskazało na znaczące różnice między oryginałem a kopią. Pod uwagę brana jest także możliwość fałszerstwa całunu przy użyciu wydzieliny ślimaka Murex brandaris, będącej barwnikiem znanym już w V wieku naszej ery. „Wyprodukowano go [całun] w mieście Tyros lub w jego pobliżu między 1260 a 1291 rokiem. »Modelem« pozującym do tej prymitywnej fotografii mógł być człowiek, który faktycznie został ukrzyżowany. Świadczą o tym ślady na ciele, utrwalone potem na tkaninie. W średniowieczu technika krzyżowania była o wiele lepiej znana na Bliskim Wschodzie niż w Europie” – stwierdził Andreas Lobe. Zwolennicy teorii o podrobieniu całunu wskazują także, że jego historia jest znana wystarczająco dobrze dopiero od 1350 roku. W 2011 roku ukazała się książka Luciano Buso, włoskiego malarza i eksperta w dziedzinie konserwacji dzieł sztuki, który twierdzi, że autorem całunu jest Giotto di Bondone. Według autora publikacji Giotto podpisał swe dzieło napisem „Giotto 15”, co hipotetycznie może wskazywać na rok 1315 jako datę stworzenia dzieła.

Argumenty za autentycznością. Hipoteza zakładająca, iż autorem wizerunku na całunie jest Giotto nie tłumaczy jednak, dlaczego artysta ten na swoich dziełach przedstawiających ukrzyżowanie Chrystusa (powstałych zarówno przed, jak i po 1315 roku.) umiejscawia gwoździe na środku dłoni, co było zgodne z XIV-wieczną klasyczną wizją Męki Pańskiej, ale sprzeczne z prawami fizyki (gwoździe wbite w tym miejscu nie utrzymałyby ciała na krzyżu). Na całunie rana kłuta po gwoździu znajduje się w nadgarstku (a gwóźdź prawdopodobnie został przeprowadzony przez tzw. szczelinę Destota), nie na dłoni. Gdyby więc Giotto był autorem turyńskiego wizerunku, musiałby znać anatomię ludzką wystarczająco dobrze, by wbrew późnośredniowiecznej tradycji ikonograficznej umieścić uraz po gwoździu właśnie w nadgarstku. Teoria Luciano Buso nie tłumaczy więc, dlaczego w pozostałych pracach malarz lokował te rany nie tam, a na dłoniach. W 2012 prof. Bruno Fabbiani z Politechniki Turyńskiej (uczeń Dennisa Gabora, laureata Nagrody Nobla), który bada sprawę całunu od 1998, powiedział: "W swojej karierze naukowej zetknąłem się tylko z dwoma przedmiotami, które nie są wytłumaczalne naukowo: Całunem Turyńskim i obrazem utrwalonym w źrenicy Matki Boskiej z Guadalupe. To dwa wizerunki, o których po dokonaniu serii badań można z całą pewnością powiedzieć, że nie zostały uczynione ludzką ręką." 

Francuski chirurg Pierre Barbet dodał: "Nawet obecnie żaden z nas nie wykonałby tego rodzaju obrazu, nie popełniając jakichś pomyłek."

Polski mediewista profesor Idzi Panic stwierdził: "To jest nie do wyjaśnienia. Każde ze zjawisk odwzorowanych na Całunie Turyńskim możemy wyjaśnić z osobna, ale nie da się wyjaśnić ich jednoczesnego występowania." 

Profesor Zbigniew Treppa z Zakładu Antropologii Obrazu Uniwersytetu Gdańskiego stwierdził że: "Giulio Fanti w 2004 roku odnalazł analogiczny do obrazu wizerunek, po przeciwnej stronie płócien – o znacznie słabszej charakterystyce, dlatego go nie widzimy. Nie ma możliwości, żeby zastosowano tu działania manualne. Poza tym nawet dziś, chcąc odwzorować ciało na płótnie, posługując się techniką malarską, nie jesteśmy w stanie nie popełnić żadnej pomyłki anatomicznej. Patolodzy medyczni wskazują, że na Całunie widnieje obraz kogoś, kogo poddano egzekucji w taki sposób, jak opisują to Ewangelie. Suma tylko tych przykładów stawia diagnozę, że to autentyczne płótno z czasów Chrystusa." --- Prof. Zbigniew Treppa

Profesor Emanuela Marinelli, badaczka całunu stwierdziła: "Z pewnością Całun okrywał ciało zmarłego przez około 36-40 godzin. Koniec tego kontaktu z ciałem nastąpił bez jakiegokolwiek ruchu. Widać to po śladach krwi. Także ślady aragonitu, znalezionego na Całunie, są takie same, jak te pochodzące z grot w Jerozolimie, podobnie jak pyłki kwiatów. To wszystko razem świadczy o autentyczności, żaden artysta ani fałszerz nie byłby w stanie stworzyć przed wiekami przedmiotu, którego do dziś nie potrafimy skopiować." --- Prof. Emanuela Marinelli

Profesor dr hab. Grzegorz Karwasz, fizyk z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu stwierdził że nie jest możliwe, aby Całun był fałszywy: "Dlaczego nie może być to podróbka? W całunie znaleziono pyłki wielu roślin, m.in. z Europy Zachodniej, ponieważ był wystawiany we Francji i Włoszech, z Bliskiego Wschodu, gdzie był wystawiany przypuszczalnie w Mezopotamii, Edessie i Konstantynopolu, ale znaleziono też 46 pyłków roślin, które kwitną tylko w okolicach Jerozolimy i tylko wiosną. Nie było możliwe podrobienie tych dowodów. Nikt w średniowieczu nawet nie wpadłby na to." --- Prof. dr hab. Grzegorz Karwasz 

Archeolog William Meacham, który w 1986 roku uczestniczył w konferencji poświęconej datowaniu Całunu Turyńskiego, stwierdzi: "Układ danych ukazanych przez Całun jest bezsprzecznie wyjątkowy, zgadza się w każdym szczególe z zapisem śmierci i pogrzebu Chrystusa i jest nie do podrobienia. Kombinacja informacji przedśmiertnych, pośmiertnych i pogrzebowych nie może być dopasowana do żadnej znanej lub hipotetycznej wersji wydarzeń.(…) Jednak każdy szczegół Całunu – od pyłków kwiatowych po ślady biczowania – potwierdza autentyczność albo nie przeciwstawia się autentyczności, którą można uważać za „w miarę dobrze dowiedzioną:, przynajmniej w takim znaczeniu, w jakim ustala się inne fakty historyczne lub archeologiczne na podstawie interpretacji dokumentów i świadectw materialnych. Jego autentyczności powinno się przyznać stopień pewności porównywalny, na przykład, z identyfikacją umiejscowienia starożytnych miast, takich jak Troja, Ur itp. z datowaniem jaskiniowych malowideł Lascaux albo z opisem śmierci Nerona – z których każde zależą od złożonego i na pozór niepodrabianego układu danych." --- William Meacham, William Meacham, Spisek Przeciwko Całunowi, Kraków, Wydawnictwo AA s.c., 2015, s. 64–65

Wyniki najnowszych badań datują Całun Turyński na czasy Chrystusa 


Całun Turyński pochodzi z czasów Jezusa z Nazaretu - do takich wniosków doszli włoscy naukowcy z Instytutu Krystalografii z Bari. Aby ocenić wiek lnianych włókien, z których utkane jest płótno, zespół syndologów wykorzystał promienie rentgenowskie. W ten sposób badacze kolejny raz obalili wyniki uzyskane pod koniec lat 80-tych XX wieku metodą radiowęglową, która wskazywała, że całun mógłby być średniowiecznym falsyfikatem. W 2005 roku ukazała się publikacja wieloletniego badacza Całunu Turyńskiego Raymonda Rogersa, opisująca błędy popełnione podczas datowania radiowęglowego. Datowanie tą metodą okazało się bardzo zawodne, ponieważ wpływ na jego wyniki miało silne zanieczyszczenie płótna dymem woskowych świec, który wykazuje dużą zawartość izotopu węgla 14C. Rogers przyznał także, że pobrana do badań próbka była fragmentem łaty dosztukowanej do oryginału w trakcie średniowiecznych napraw, czego naukowcy wcześniej nie zauważyli, i tak sfałszowali swoją diagnozę że obraz na płótnie może być średniowiecznym falsyfikatem, bo jest niestarszy niż XII-XIX wiek. Wnioski płynące z najnowszych badań przełomu lat 20-tych i 30-tych XXI wieku, nowszymi technikami, to kolejny argument za autentycznością relikwii Całunu. Zespół pracujący pod kierunkiem włoskiego naukowca Liberato De Caro zajmował się całunem od 2019 roku.  Badacze posługiwali się metodą szerokokątnego rozpraszania promieni rentgenowskich. Polega ona na analizie naturalnego procesu starzenia się celulozy w lnianym włóknie, wywołanego przez temperaturę otoczenia i wilgoć. Aby dojść do przełomowych wniosków syndolodzy przeanalizowali setki próbek pochodzących z czasów Chrystusa. Wyniki potwierdzają, że włókna składające się na Całun Turyński liczą około 2 tysiące lat. Liberato De Caro bada Całun Turyński od ponad 30 lat czyli od końca lat 80-tych XX wieku. Z końcem pierwszego dwudziestolecia XX wieku udało mu się opracować nową metodę datowania próbek pobranych z tkanin. „Włókna można porównać do spaghetti - wyjaśniał naukowiec w wywiadzie dla National Catholic Register. - Na początku wszystkie mają tę samą długość, ale jeśli poddamy je przypadkowym wstrząsom, to część ulegnie złamaniu. Z czasem długość nitek spaghetti coraz bardziej maleje” - mówił syndolog. Jego zdaniem podobnie dzieje się z polimerowymi łańcuchami celulozy, które stopniowo pękają na przestrzeni wieków pod wpływem oddziaływania temperatury, wilgotności, światła i czynników chemicznych występujących w środowisku, w którym się znajdują. „Naturalne starzenie się zależy tylko od temperatury i wilgotności otoczenia. W ten sposób udało nam się obliczyć czas, jaki upływa od wytworzenia włókien” – wyjaśnił Liberato De Caro. 

Wyniki analizy pozostają w zgodzie z tradycją, która upatruje w całunie płótna, jakim zostało owinięte w grobie ciało Jezusa Chrystusa i na którym, w wyniku zmartwychwstania, odcisnęła się sylwetka Świętego Oblicza Jezusa Chrystusa. Opublikowane 11 kwietnia 2022 roku badanie nosi tytuł: "Datowanie za pomocą promieni X próbki płótna z Całunu Turyńskiego". Zostało ono wykonane przez ekipę badaczy pod kierownictwem włoskiego naukowca Liberato De Caro we współpracy z prof. Giulio Fantim z Uniwersytetu w Padwie. De Caro, który uważa Całun za „najważniejszą relikwię chrześcijaństwa”, przyznał w rozmowie z National Catholic Register, że bada materiał już od 30 lat. Posługuje się przy tym „technikami badawczymi w skali atomowej, głównie z użyciem promieni rentgenowskich”. Naukowiec twierdzi, że jego ekipa opracowała przed trzema laty nową metodę pomiaru procesu naturalnego starzenia się celulozy z lnu przy pomocy promieni rentgenowskich. Technika ta, przed rozpoczęciem badań nad materiałem z Całunu, została z powodzeniem wypraktykowana na innych próbkach materiału. Niektóre z nich miały aż około 5 tysięcy lat! Pracujący w Instytucie Krystalografii Krajowej Rady ds. Badań w Bari de Caro dla zbadania Całunu posłużył się metodą szerokokątnego rozpraszania promieni rentgenowskich. Zmierzył w ten sposób proces naturalnego starzenia się celulozy w pochodzącej z niego próbce. Analizy, potwierdzone już przez innych naukowców, wskazują, że materiał z Całunu ma o wiele więcej niż 700 lat. Wiek taki bywa przypisywany płótnu wskutek kontrowersyjnej datacji wykonanej w 1988 roku metodą radiowęglową. Naukowiec wskazuje jednak, że opracowana przez niego technika jest znacznie bardziej precyzyjna. W przypadku datowania radiowęglowego wyniki bywają nierzadko zafałszowane przez znajdujące się na płótnie zanieczyszczenia. Tak też prawdopodobnie było w przypadku badań Całunu sprzed 34 lat. Sam proces badawczy od momentu rozpoczęcia analiz do opublikowania wyników trwał niespełna 3 lata. Prace przerywano jednak kilkakotnie z powodu pandemii COVID-19. 

Badania naukowe Całunu wykazały, że znajduje się na nim wizerunek mężczyzny o wzroście 1,81 m, który nosił brodę i długie włosy, miał mocną i proporcjonalną budowę ciała oraz piękne semickie rysy twarzy. Człowiek ten został poddany straszliwym torturom biczowania, koronowania cierniem oraz ukrzyżowania. Na całym jego ciele naliczono blisko 600 ran i różnych obrażeń. Jednak odbicie wizerunku martwego ciała nie wskazuje na żadne znaki jego rozkładu. Dane te są zgodne z opisami ewangelicznymi, ale uzupełniają je bardzo ważnymi szczegółami. W ten sposób Całun niejako namacalnie ukazuje, do jakiego stopnia Chrystus cierpiał i wyniszczył się aż „do końca” (J 13, 1) z miłości do Boga w Niebiosach, z których przybyli Synowie Boży, a Jezus jako jeden z nich, i musiał złożyć ofiarę odkupienia za przysięgę 217-tu Synów Bożych na górze Hermon, jak to pięknie opisuje apokryficzna Księga Henocha. Jezus musiał calkowicie poświęcić się Boskiej Misji i oddać swoje życie, aby odzyskać status Syna Bożego, który utracił, gdy z Szmhazajem (Wódz Ciemnej Strony Mocy) pobłądzili wszyscy Synowie Boży jacy przybyli wówczas na Ziemię w liczbie 200-tu plus 17 dowódców lądując na Górze Hermon koło Jeziora Genezaret. Śmierć i Zmartwychwstanie to sposób odzyskiwania Boskości dla Upadłych z Niebios, którzy zgrzeszyli przeciwko nakazom od Boga Nieba. Pozostaje jeszcze ustalić, który z ekipy Szemhazaja, to był odrodzony jako Jezus Chrystus, a siły ciemności i buntu diabelskiego tracąc go, poniosły wielką stratę, bo przeszedł spowrotem na Jasną Stronę Mocy. Syn Marnotrawny, Jezus Nazarejski, jeden z 217 Upadłych Synów Bożych (Bnej ha Elohim), powrócił na niebiosa pod Tron Boży... O tym jednak są tomy mistycznych i ezoterycznych historii dla tych, co pawdziwie chcą poznać sekrety wiedzy duchowej, hermetycznej i misteryjnej... 

LINKI: 

Jezus Chrystus w Indii i Tybecie: 


Jezus Chrystus i komunizm chrześcijański: 


JHWH - Jahwe - Imię Wielkiego Boga: 


Anioły i Archanioły Boga:  


Lucyfer - Demon udający światłość: 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz