wtorek, 29 listopada 2016

Opium morfina dermorfina heroina metadon

Opium, morfina, dermorfina i heroina - powolne samobójstwo narkomanów opiatowych  


Opium to stary znany narkotyk, a morfina, dermorfina, metylomorfina (kodeina) i heroina (zwana też brown i kompotem) to środki będące pochodnymi opium. Mają działanie przeciwbólowe i uspokajające, ale mogą być podawane tylko w ostateczności, w przypadku bólów o krańcowo silnym nasileniu. Do grupy tej należy również metadon – doustny, syntetyczny narkotyk, używany od lat 60-tych XX wieku jako substytut heroiny, stosowany w lecznictwie w leczeniu narkomanów przyjmujących narkotyki drogą iniekcji (zastrzyków). 

Mak i opium - biznes afgańskich terrorystów
Ludzie zwykle nie wiele wiedzą w temacie czym grozi uzależnienie się od opium, morfiny, dermorfiny czy  heroiny, o tym jak łatwo się uzależnić i zniszczyć sobie życie nałogiem, a obłąkana nowomoda na nowe opiaty z drugiego końca świata sprzyja zagubieniu i szybkiemu uzależnieniu się od dostawców nowego w kraju narkotyku, takiego jak dermorfina czy deltorfina w tak zwanym żabim jadzie amazońskim. Zgubnym jest także to, że promuje się wyniszczające nowe narkotyki pod szyldem szamańskiej medycyny naturalnej, a nie ma się pojęcia o tym, że zgubne narkomańskie nałogi z użyciem toksycznych substancji występowały i występują na całym świecie w historii ludzkości, także popularne były wśród Indian - i nie mają nic wpólnego z szamanizmem. 

Czym jest opium? 


Opium jest substancją otrzymywaną przez wysuszenie soku mlecznego pozyskiwanego z niedojrzałych makówek maku lekarskiego (Papaver somniferum). Opium zawiera alkaloidy: pochodne fenantrenu (morfina, kodeina) oraz pochodne izochinoliny (papaweryna). Makowiny, czyli suche, dojrzałe, opróżnione makówki oraz łodygi kwiatów również zawierają substancje czynne. Dawniej opium stosowane było jako środek przeciwbólowy, nasenny, uspokajający i odurzający – najczęściej w formie laudanum, czyli nalewki alkoholowej. Stosowanie jednakże opium w celach medycznych zwykle kończy się uzależnieniem od opium, czyli popadnięciem w narkomanię. 

Opium zawiera około 40 alkaloidów, do głównych zaś należą: morfina 3–23%, narkotyna 5%, kodeina 0,2–6%, papaweryna 1% i tebaina. Obecnie największa ilość produkowanego opium pochodzi z Afganistanu - 85% produkcji na Europę i 90% produkcji światowej. Produkcja i handel opium i jego pochodnych to biznes utrzymujący zbrodnicze organizacje terrorystyczne, takie jak al-Qaida (al-Kaida), ISIL/Daesh czyli tak zwane Państwo Islamskie oraz podobne bojówki zajmujące się ludobójstwem. Uzaleznieni od opiatów narkomani często w zamian za zdobycie kolejnej "działki" narkotyku podejmują się dokonania najbardziej szkaradnych zbrodni. 

środa, 9 listopada 2016

Mistrz A G Mohan i Hatha Joga

A.G. Mohan - współczesny mistrz hatha jogi, uczeń słynnego Guru Tirumalai Krishnamacharya 


A. G. Mohan, Mohanji (ur. 1945 w Tamil Nadu w Indii) - współczesny mistrz hathajogi, podobnie jak B.K.S. Iyengar, uczeń Tirumalai Krishnamacharya. Przez 18-cie lat, od 1971 do 1989 roku uczył się od mistrza Krishnamacharya. Autor książki "Yoga for Body, Breath and Mind" (Joga dla ciała, oddechu i umysłu, 1993) oraz współautor, wspólnie z żoną i synem "Yoga Therapy" (Terapia jogą, 2004). Współzałożyciel organizacji Svastha. Przetłumaczył na angielski traktat "Yoga Yajnavalkya" - jedno z najważniejszych dzieł indyjskich o jodze. Podobnie jak Iyengar podaje tylko swoją gotrę (klan) jako imię, zatem jest to mistrz z klanu Mohana, z gotry Mohanów. 

Indra Mohan oraz A. G. Mohan - Nauczyciele Hatha Jogi
A.G. Mohan-Ji jest mistrzem hatha jogi, naucza razem z żoną Indrą Mohan, synem Ganeshem oraz córką Nityą. Prowadzi warsztaty hatha jogi i ajurwedy na całym świecie. W 2009 roku był w Czechach, Niemczech, Holandii i Norwegii. Jeden warsztat skupia się na zagadnieniach psychologii indyjskiej, a drugi na ajurwedzie i terapii jogą. Żona Indra, syn Ganesh oraz córka Nitya także prowadzą warsztaty, a każdy z nich zawiera tylko drobny komponent praktyki asan. Dla wielu ludzi ćwiczących jogę kontakt z Mohanami stał się ostatecznym przełomem w procesie pozbywania się starych uwarunkowań i błędów w schemacie nauczania jogi w Europie. 

A. G. Mohan to bliski uczeń mistrza Tirumalai Krishnamacharya (1888-1989) który przekonał go, by pozwalał nagrywać swoje klasy hatha jogi z intonacji wedyjskiej na dyktafon. Dzięki temu istnieje sporo nagrań głosu mistrza Krishnamacharya. Mohan-Ji był bliskim studentem Krishnamacharya-Ji przez 18 lat, aż do śmierci tego indyjskiego Guru-Ji - mistrza hatha jogi. Prawdziwy uczeń pozostaje przy mistrzu az do jego śmierci, gdyż od mistrza ciągle trzeba się uczyć - nie ma końca nauki, jeśli podąża się za mistrzem jogi, za Śri Guruh. Mistrz polecał nawet w swojej książce naukę u swoich dwóch głównych uczniów: u swojego syna Venkata Desikachar oraz u Mohanasarma, jak nazywa A.G. Mohana. Obaj otrzymali tytuły: Amarasimha - Lew Nieśmiertelności oraz Sathirthya - Tych, którzy poznali prawdę od Guru. 

A.G. Mohan jest nauczycielem o bardzo surowych zasadach, a uczeń doskonale wie, gdzie są granice, i jednocześnie pełnym łagodności oraz zrozumienia. W nauczaniu A.G. Mohan Ji najbardziej widoczny jest kontekst. Mohan-Ji zaznacza, że joga jest „zatrzymaniem poruszeń umysłu” czy „poszukiwaniem stabilności i spokoju umysłu”, a zatem poszukiwanie praktyk utrwalających samskarę spokoju umysłu wyznacza kontekst całej praktyki - także praktykę asany. 

Srivasta Ramaswami (ur. 1939), inny znany uczeń Krishnamacharya w 1971 roku, kiedy A.G. Mohan miał zaledwie 26 lat, zachęcił go do uczestnictwa z praktyce jogi u swojego mistrza Tirumalai Krishnamacharya, który miał wówczas 82 lata. Po wykładzie, młody A.G. Mohan, podjął lekcje jogi pod kierunkiem Desikachar'a - syna Krishnamacharya Ji (Dźi), a także uczestniczył w regularnych spotkaniach z samym Mistrzem, gdy ten nauczał jogi, rozumianej w jej właściwym sensie, jako cały system przekazywany od tysiącleci, od jej założycieli, Mistrza Śiwa i Parvati. 

poniedziałek, 7 listopada 2016

FAST największy radioteleskop niebiańskie oko

Chiński radioteleskop Niebiańskie Oko - największy na świecie


Chiny w lipcu 2016 roku zakończyły budowę największego na świecie radioteleskopu. Prace trwały pięć lat, a koszt przedsięwzięcia wyniósł 180 milionów dolarów. Pierwsze plany powstały już w 1994 roku. Radioteleskop nazwano FAST. To skrót od „Five-hundred-meter Aperture Spherical Telescope”, czyli tłumacząc: teleskopu sferycznego o aperturze wielkości 500 metrów. Czasza radioteleskopu ma zatem, jak można się domyślić, 500 metrów średnicy. Do tej pory największym radioteleskopem czaszowym było Obserwatorium Arecibo, którego czasza ma średnicę 305 metrów. Nowy radioteleskop składa się z 4450 trójkątnych paneli wykonanych z aluminium. Czasza zajmuje powierzchnię porównywalną do 30 boisk piłkarskich. Do jego zadań będą należały poszukiwania informacji na temat początków wszechświata oraz obcych nam cywilizacji. 

Niebiańskie Oko - Największy czaszowy radioteleskop - Chiny
Największy radioteleskop świata — chiński 500-metrowy FAST — już działa, podały Chiny we wrześniu 2016 roku. Oficjalnie uruchomiono go w niedzielę, 25 września 2016 roku. I już odebrał sygnał z pulsara odległego od Ziemi o 1351 lat świetlnych. FAST zbudowano 2000 km na południowy zachód od Pekinu, w naturalnej depresji między górami, w rejonie dość słabo zaludnionym. Gigant będzie poszukiwał śladów neutralnego wodoru w naszej Drodze Mlecznej oraz sąsiednich galaktykach, obserwował pulsary, a także nasłuchiwał sygnałów mogących pochodzić od pozaziemskich cywilizacji. Na razie, po próbnym rozruchu, przechodzi fazę testów. Kalibracja potrwa aż trzy lata — dopiero później rozpoczną się prawdziwe obserwacje astronomiczne. - Głównym zadaniem FAST jest obserwacja i odkrywanie nieznanych praw rządzących Wszechświatem — zapewnia Qian Lei z Chińskiej Akademii Nauk w rozmowie z telewizją CCTV. 

Wielka czasza radioteleskopu umiejscowiona jest w naturalnym zagłębieniu krasowego terenu w prowincji Kuejczou w południowej części kraju. Składa się z prawie 4,5 tysiąca oddzielnych aluminiowych paneli, które tworzą „miskę" o średnicy 500 metrów. Stąd oficjalna nawza — Five hundred meter Aperture Spherical Telescope (FAST). Nieoficjalna to Tianyan — Niebiańskie Oko - choć bardziej pasowałoby Niebiańskie ucho. Chińska konstrukcja jest znacznie większa i trzy razy wydajniejsza od amerykańskiego Obserwatorium Arecibo (305 metrów). Wielkością ustępuje wprawdzie rosyjskiemu RATAN-600 o średnicy 576 metrów, ale ta konstrukcja nie jest jednolita — składa się z rozrzuconych w terenie reflektorów. FAST, dzięki siłownikom wyginającym panele, można do pewnego stopnia sterować — dzięki temu obejmuje obserwacjami większą część nieba niż konkurent w Arecibo. Czasza FAST umieszczona jest w naturalnym zagłębieniu terenu. 

niedziela, 6 listopada 2016

Stop segregowaniu śmieci za darmo

Ekologia: Stop niewolniczemu segregowaniu śmieci i odpadków za darmo...


Kapitalistyczny biznes zarabia miliardy rocznie na tym, że głupi i naiwni ludzie segregują śmieci dla miliarderów będących w skali Unii Europejskiej właścicielami firm znanych jako "mafia śmieciowa". Miliarderzy zarabiający na śmieciach uroili sobie, że pod sztandarem szczytnych haseł ekologicznych zmuszą miliony gospodarstw domowych w każdym państwie do segregowania śmieci: osobno szkło, osobno papier, szmaty, plastyk, elektronika etc. I w skali Unii Europejskiej mafia śmieciowa wymuszająca rozbójnoczo darmowe selekcjonowanie śmieci zarabia sobie około 100 miliardów euro, tak 400 miliardów złotych rocznie. Szacuje się, że w obrocie biznes śmieciowy w Unii Europejskiej to około 600 miliardów euro, takimi zatem pieniędzmi rocznie obraca mafia śmieciowa aby generować swoje zyski. Wszystko z darmowej pracy głupich i naiwnych ludzi, którzy tej mafii za darmo segregują swoje śmieci. Mafia śmieciowa zlikwidowała lub uczyniła nieopłacalnymi punkty skupu butelek, zlikwidowała punkty skupu makulatury, punkty skupu szmat, pozbawiła społeczeństwa Europy milionów miejsc pracy, chociaż w Polsce jakimś cudem pozostały jeszcze punkty skupu złomu. 

Mafia śmieciowa zarabia miliardy na darmowej segregacji śmieci i odpadków
Wyobraź sobie, trochę dla uproszczenia, że około 10 milionów gospodarstw domowych w Polsce wynosi worek śmieci dziennie na śmietnik (chociaż część rodzin wynosi raz czy dwa na tydzień po kilka worków na raz). Jeśli jeden pracownik da radę posegregować przykładowo 100 takich wyniesionych worków śmieci dziennie, zatem potrzeba zatrudnić 100 tysięcy ludzi, aby dziennie segregowali odpady wyniesione na śmietnik z około 10 milionów gospodarstw domowych (rodzin). Polska zatem wprowadzając absurdalny i społecznie szkodliwy nakaz segregowania śmieci na rzecz prywatnych kapitalistycznych firm żyjących z obrotu twoimi śmieciami - pozbawiła jakieś 100 tysięcy ludzi miejsc pracy przy segregacji śmieci. W praktyce może to będzie trochę mniej, a może trochę więcej, chodzi o orientację w skali zjawiska, gdyż są firmy co wymuszają segregację 300 worków na dniówkę, która trwa i 16 godzin pracy. 

Tylko z powodu tej totalnej głupoty unijnej segregacji śmieci, jakieś 100 tysięcy ludzi w Polsce nie ma pracy ani dochodu, ani ubezpieczenia, a kapitalistyczni złodzieje z mafii śmieciowej, żyjący bogato acz kłamliwie pod sztandarem rzekomej ekologii, nie muszą płacić około 100 tysiącom ludzi ich miesięcznych wypłat. Oszczędzają, licząc minimalnie jakieś 1500 złotych na miesięczną wypłatę, płaconych przez rok czyli 12 miesięcy, dobre 1,8 miliarda złotych. A do tego nie płacą ZUS ani podatków za 100 tysięcy pracowników, to wyjdzie już około 2,7 miliarda złotych, bo koszta zatrudniania pracownika istnieją, a koszta zatrudnienia jednego sortowacza z jego płacą liczy się na około 2300 zł brutto (na 2015 rok). Można sobie łatwo przeliczyć ile dodatkowo będzie oszczędności, gdy co dziesiąty taki pracownik dostawałby wypłatę na poziomie średniej krajowej, etc. 

sobota, 5 listopada 2016

Joga u dominikanów afera Rzeszów

Groźne sekty zwalczają Jogę u dominikanów w Rzeszowie 


Niebezpieczni sekciarze protestują przeciwko zajęciom jogi u dominikanów. Zajęcia jogi w auli klasztoru oo. Dominikanów w Rzeszowie odbywają się od 2013 roku. Mimo to nadal nie brakuje głosów, że rzekomo sprzyjają opętaniu przez złego ducha. Słychać je zwłaszcza w Internecie, chociaż praktykowanie jogi Iyengara w kościele popierają katoliccy księża pracujący w Indii, gdyż joga jest generalnie silnie uniwersalistyczna i można jej podstawowy trening dopasować do praktycznie każdej religii, z wyjątkiem takich, które radykalnie zakazują dbać o zdrowie wiernych. 

Joga u dominikanów - Rzeszów
"Wielebny Ojcze Przeorze, uprzejmie prosimy o odwołanie zajęć "W zdrowym ciele zdrowy duch," odbywających się w auli klasztoru dominikanów w Rzeszowie" - od takich słów rozpoczyna się internetowa petycja adresowana do o. Romualda Jędrejko, przeora rzeszowskich dominikanów, który w auli klasztornej organizuje zajęcia z jogi Lyengara, tai-chi, a także kursy tańca, gimnastykę dla seniorów. Petycję podpisało 1533 osoby, które uważają, że “aula klasztoru nie jest salą gimnastyczną", a propagowanie jogi i tai-chi budzi zamęt, bo "wiele świadectw zniewolonych osób, jak i doświadczenie wielu egzorcystów wskazuje na te techniki jako na zagrożenie duchowe". Choć zajęcia z jogi odbywają się w klasztorze dominikanów od dwóch lat, temat skrzętnie podłapało konserwatywne pismo "Fronda", które nazywa jogę filozofią "pogańsko-demoniczną" i pyta, czy dominikanie już kompletnie oszaleli. 

"Wystarczy przypomnieć wiele świadectw ludzi opętanych przez złego poprzez kontakt z New Age. Joga jest jednym z elementów tej pseudo-duchowości. Kościół ma walczyć z takimi praktykami, a nie pomagać je szerzyć w murach świątyni Pańskiej - czytamy w tekście niebezpiecznej sekty "Fronda". 

Sami dominikanie na temat tej sprawy w mediach się nie wypowiadają. Prowadząca zajęcia również odmówiła dziennikarzom komentarza twierdząc, że to sprawa ojców Dominikanów, komu salę wynajmują, a komu nie. - Joga nie jest religią - ucięła krótko pytania dziennikarzy o wpływ asanów na postawy religijne. Przed świętami wielkanocnymi w 2015, kiedy to ataki się nasiliły, niedostępny był też prowincjał dominikanów w Polsce, o. Paweł Kozacki. Udało się dziennikarzom jednak skontaktować z byłym przeorem rzeszowskiego klasztoru, który przyznał, że z podobnymi protestami spotkał się, kiedy 6 lat wcześniej, w 2009 roku, wprowadzał zajęcia tai-chi, a które to protesty wynikają jedynie z niewiedzy i małej świadomości na temat elementów tradycji innych systemów mistycznych i medytacyjnych. Ponieważ wtedy dyskusje skończyły się tak szybko jak się zaczęły, nie chciał komentować sytuacji, żeby nie rozdmuchiwać sprawy. Udało nam się jednak dowiedzieć, że zajęcia jogi w wydaniu, jakie proponują dominikanie są w całości chrześcijańskie. To znaczy prowadzą je wierzący i praktykujący chrześcijanie. Sam ksiądz Joseph Pereira, nauczyciel jogi z Indii, który gościł w dominikańskim klasztorze jest doradcą indyjskiego Episkopatu katolickiego, a proponowane przez niego zajęcia jogi mają jedynie pomóc kontrolować ciało i oddech. To przydaje się np. podczas modlitwy medytacyjnej i kontemplacyjnej.